Zima za oknem a nam jakoś tak gorąco od wspomnień, rocznic i buzujących emocji. Styczniowe kartki pooznaczane są wyimaginowanymi serduszkami. Data 11 styczeń nie jest zakreślona, ale jest wyryta. Trwały znak widnieje na niej od równiutko 5 lat. Bo to w roku 2010 narodziła się miłość, nadzieja, wiara. W zasadzie odrodziły się te uczucia, które ktoś tam na górze próbował pogrzebać w 2006 roku. Odrodziły się silniej, dojrzalej. Jak feniks z popiołów wyjawiło się to, co zamknęliśmy pod skorupą te lata temu. Urodziła się Ona.
Życie uczy nas pokory. Uczy nas doceniania istot, które mamy przy sobie. Uczy nas celebrowania chwili. Ćwiczy naszą pamięć do tego stopnia, który doprowadza nas do szaleństwa. Przychodzi ten moment, kiedy uczymy się wielowymiarowości słowa kocham. Znajome nam jest to uczucie. Umiemy je okazać i nie wstydzimy się tego. Łzy wzruszenia czy smutku nie są ukradkiem wycierane i tłumaczone „pyłkiem w oku” czy alergią. Nie walczymy ze ściśniętym gardłem, pozaciskanym żołądkiem i gumowymi nogami. Poddajemy się temu. Uczymy się kochać… Ludzie jednak to marne istoty. Miłość rozumieją i okazują po swojemu w sposób bardzo ograniczony. Im dłużej skażeni są trującą istotą tego świata, tym mniej potrafią. Ginie gdzieś tam miłość dziecięca, niewinna, wierna, prawdziwa. Jest jednak coś co te wyniszczone życiem serca ludzkie otworzyć potrafi. Pies. Nie byle jaki. Każdy gdzieś ma swój odpowiednik psiego anioła.
Do nas ten Aniołek przyfrunął w 1999 roku. Mała, złocista kuleczka. Mały Skarb. Saba. Wtedy nazywaliśmy ją „jedyną”. Mówiliśmy, że jest niezastąpiona, że nie ma drugiej takiej. Wierzyliśmy w jej wyjątkowość, która na każdym kroku biła nas po oczach. Ona.
Tak bardzo baliśmy się tego dnia, który nadszedł 9 września 7 lat po jej pojawieniu się w naszym świecie. Saba odeszła. Pozostawiła po sobie cholernie ogromne pokłady Miłości kotłującej się z bólem, żalem, niezrozumieniem i chorą nienawiścią do ludzi, którzy chodzą na spacery ze swoimi psami. Pojawiło się przywoływanie, nie tylko wspomnień, ale jej fizycznie. Wejście do domu skutkowało sięgnięciem po smycz, ale smyczy nie było. Cisza nocna owocowała wysłuchiwaniem delikatnego stukotu pazurków, ale słychać je było tylko w naszych głowach. „Saba, Sabeczka, Sabcia!!” – i nikt nie przybiegał się przytulić.
Padał deszcz. Siedziałyśmy na parapecie z kubkami gorącej herbaty. „Patrz, a ci muszą w deszczu spacerować” padało. Jakbyśmy same siebie oszukać chciały, że te deszczowe spacery były takie straszne. Jakbyśmy same siebie przekonywały, że nam ich nie brakuje.
Musiało minąć ponad 3 lata, aby lekko oswoić żałobę. 3 lata serca nasze musiały tęsknić. Po 3 latach delikatnie zaczęły się otwierać. Powolutku, spokojnie. Otworzyć nie mogły się bez psa. Tylko widok uśmiechniętych, falujących fafli mógł sprawić mały, wielki cud.
Nie każdy tego chciał. Część z nas się bała. Straty, cierpienia, żalu, bólu, śmierci kolejnego przyjaciela. Część z nas bała się… pokochać by nie „zdradzić” tej jedynej, tej wyjątkowej.
„Nikt mi jej przecież nie zastąpi! NIKT!!!”. Tak padało od bladego świtu do ciemnej nocy. Taka była reakcja na każdego wyszukanego w czeluściach Internetu boksera. Do czasu…
11 stycznia 2010 roku narodziło się nasze „odrodzenie”. 9 lutego, w dniu moich urodzin, pojawiło się zdjęcie „różowej kokardki”. Umarliśmy… by móc się odrodzić. Mała, cudowna, żywa kopia naszej „jedynej”. Maleńki Skarb, który czeka by kochać i być kochanym. Ona. Saba II.
Pojawiła się i wszystko zmieniła. Ułożyła niezłożone, robiąc przy tym niemały bałagan. Znów cieszył do łez podarty kapeć. Znów radowała ogryziona kanapa. Szrama od pazurków na ścianie była plastrem na otarcia duszy.
Wcześniej kochaliśmy. Kochaliśmy do szaleństwa, ale to co obudziło się teraz po dokładnie 3 i pół roku śpiączki było tak silne, że mogliśmy tylko płakać. Nie przepraszaliśmy w myślach pierwsze Saby. Dziękowaliśmy Jej. Byliśmy dumni z naszej „różowej kokardki” zgodnie przechrzczonej na Saba II.
5 lat temu na świat przyszedł wieczny szczeniak o najmądrzejszych oczach świata i wrodzonej delikatności. 5 lat temu do życia zbudził się psi aniołek, który miał misję obudzić nas. 5 lat temu ta księżniczka czekała na nas 700 km od naszego domu. 5 lat temu odzyskaliśmy brakujący element układanki zwanej życiem. Odzyskaliśmy RODZINĘ.
Saba jest cudowna. Jest kolejną „jedyną” i „niezastąpioną”. Tak podobna do tej pierwszej i tak inna zarazem. Jest żywą przytulaną, która potrafi dosłownie objąć i trzymać w ramionach. Jest wiecznie proszącą kokietką, która kocha zabawę i szaleństwa. Jest naszą potulną owieczką stworzoną do kochania, która potrafi pokazać okazałą zawartość szczęki gdy chodzi o rodzinę. Potrafi nas bronić. Od 5 lat broni nas przed utratą umiejętności kochania. Od 5 lat, kiedy do rodząc się zwróciła nam wiarę, nadzieję, miłość i poczucie spełnienia.
…Niejeden pies czeka na to samo w naszej Fundacji SOS Bokserom. Każdy z nich ma swoją misję. Jedni chcą rozkochać człowieka, który uczuć TYCH jeszcze nie zna. Inni chcą zwrócić miłość utraconą wraz z dniem śmierci tego, co kochać nauczył…
Padał deszcz. Siedziałyśmy na parapecie z kubkami gorącej herbaty. „Patrz, a ci muszą w deszczu spacerować” padało. Jakbyśmy same siebie oszukać chciały, że te deszczowe spacery były takie straszne. Jakbyśmy same siebie przekonywały, że nam ich nie brakuje.
Nie każdy tego chciał. Część z nas się bała. Straty, cierpienia, żalu, bólu, śmierci kolejnego przyjaciela. Część z nas bała się… pokochać by nie „zdradzić” tej jedynej, tej wyjątkowej.
„Nikt mi jej przecież nie zastąpi! NIKT!!!”. Tak padało od bladego świtu do ciemnej nocy. Taka była reakcja na każdego wyszukanego w czeluściach Internetu boksera. Do czasu…
11 stycznia 2010 roku narodziło się nasze „odrodzenie”. 9 lutego, w dniu moich urodzin, pojawiło się zdjęcie „różowej kokardki”. Umarliśmy… by móc się odrodzić. Mała, cudowna, żywa kopia naszej „jedynej”. Maleńki Skarb, który czeka by kochać i być kochanym. Ona. Saba II.
5 lat temu na świat przyszedł wieczny szczeniak o najmądrzejszych oczach świata i wrodzonej delikatności. 5 lat temu do życia zbudził się psi aniołek, który miał misję obudzić nas. 5 lat temu ta księżniczka czekała na nas 700 km od naszego domu. 5 lat temu odzyskaliśmy brakujący element układanki zwanej życiem. Odzyskaliśmy RODZINĘ.
Saba jest cudowna. Jest kolejną „jedyną” i „niezastąpioną”. Tak podobna do tej pierwszej i tak inna zarazem. Jest żywą przytulaną, która potrafi dosłownie objąć i trzymać w ramionach. Jest wiecznie proszącą kokietką, która kocha zabawę i szaleństwa. Jest naszą potulną owieczką stworzoną do kochania, która potrafi pokazać okazałą zawartość szczęki gdy chodzi o rodzinę. Potrafi nas bronić. Od 5 lat broni nas przed utratą umiejętności kochania. Od 5 lat, kiedy do rodząc się zwróciła nam wiarę, nadzieję, miłość i poczucie spełnienia.
…Niejeden pies czeka na to samo w naszej Fundacji SOS Bokserom. Każdy z nich ma swoją misję. Jedni chcą rozkochać człowieka, który uczuć TYCH jeszcze nie zna. Inni chcą zwrócić miłość utraconą wraz z dniem śmierci tego, co kochać nauczył…
.................................................................................................................................................................
Więcej o naszej "Miłosnej historii" z bokserami dowiedzieć się możesz czytając te posty:
..................................................................................................................................................................
Jeśli chcesz adoptować boksera, zadzwoń! Ela: 608-270-633
Ponad 100 podopiecznych czeka na CZŁOWIEKA.
Nie mogę czytać Waszych postów jak jestem w pracy bo ryczę...łzy same płyną. Jakie cudne te psiaki, takie mądre i kochane. A Wy jesteście wspaniałymi istotami :-) pozdrawiam Was mocno a psiaki całuję w pyszczki :-)
OdpowiedzUsuńTen wpis zrozumie tylko ktoś, kto miał psa i musiał go pożegnać...
OdpowiedzUsuńJa rok temu musiałam uśpić suczkę adoptowaną ze schroniska. Kiedy ją brałam była już starowinką, ale przeżyłyśmy razem dwa szczęśliwe lata.
Polecam adopcję starszych psów, potrafią dać tyle samo miłości co szczeniaki!
Czyli macie piękną rocznicę. Kolejnych takich pięknych rocznic Wam życzę :)
OdpowiedzUsuńCały makijaż mi popłynął, a tu jeszcze do sklepu iść trzeba...
OdpowiedzUsuńMam psa (nie boksera, ale też najcudowniejszego i jedynego), i straszliwie się boję, co będzie, jak przyjdzie "ten czas". Niecały rok temu zmarła suczka rodziców mojego C. Choć nie znałyśmy się aż tak dobrze, bardzo to przeżyłam. Wyobrażam więc sobie, jak boli strata własnej psa...
Na szczęście Saba Druga jest z Wami i daje Wam mnóstwo radości. Samych szczęśliwych chwil Wam życzę :)