"Wydaje mi się, że jakaś mała cząstka mnie wiedziała, że w moim życiu brakuje rozwagi. Od czasu do czasu szeptała - 'Sarah, zwolnij proszę. Tak się nie da. Nie możesz tego wszystkiego ciągnąć'. Ale reszta mnie, ta silna, bystra i nastawiona na sukces, sukces, sukces - zupełnie tego nie słuchała."Dziś większość ludzi poziom szczęścia, zadowolenia i satysfakcji wyznacza w tym co tak namacalne. Panuje wokół choroba społeczeństwa, której głównym objawem są klapki na oczach. Przed zarażonym stoi jasny cel. Duży, świecący, błyszczący. To kasa. Za pieniądzem stoi sukces i uznanie. Szacunek tłumu. Bycie panią z korporacji jest o wiele bardziej prestiżowe niż bycie matką. Bycie bizneswomen jest po stokroć lepsze od bycia żoną i nie daj Boże 'panią domu'. Wciskanie się w niewygodny, tłamszący kobiecość uniform jest obowiązkowe. Takie panie nie chodzą w domu w dresach, bo... i rzadko w tych domach bywają. Gdy już odwiedzą swój 'prywatny hotel' nie zdążą się wybrudzić i zniszczyć swojej wylinki bo nie będą sobie zawracać głowy malowaniem z dziećmi farbami. Chociaż nie, one zwyczajnie nie mogą tym myśli zaprzątać bo po ich powrocie dzieci dawno śpią. Po bokach klapek jest ten gorszy dla nich świat. Jakieś tam liche, małe radości. Są dzieci, bo cholera, wypada je mieć lub następuje 'wypadek przy pracy'. Jest mąż, bo tak łatwiej kredyt zaciągnąć i jest z kim pójść na bankiet. Nie ma ciepła, zabawy, uśmiechów, zapachu ciasta. Nie ma szczęścia. Jest wyimaginowana satysfakcja. Pogoń. Brak czasu na życie. Znak "STOP" jest dla nich niewidoczny. Zatrzymają się dopiero wtedy gdy kolosalnych wielkości tragedia spadnie nie im pod nogi (bo nauczyły się mijać przeszkody) a na nie. Przygniecie je, zatrzyma. Ile szczęścia zostaje gdy spadną klapki? Ile normalności można odzyskać gdy przygniecie nas okropna choroba? Ile świata będziemy widzieć gdy nasz mózg przestanie zauważać lewą stronę? Wszystko to z aspektu ludzkiego jak i medycznego opisała LISA GENOVA w prozie obyczajowej "Lewa strona życia". Ja jeszcze nie wyszłam z zachwytu. Mój mózg teraz widzi tylko tę książkę... Dlaczego?
poniedziałek, 28 września 2015
wtorek, 22 września 2015
"DZIEWCZYNA Z PORCELANY" - pozytywna choroba jesieni, którą zaraża Agnieszka Olejnik.
Jesienno-zimowa choroba rozprzestrzenia się bardzo szybko. Nie słychać jednak kaszlu i pociągania nosa, a przewracanie kartek. Mówi się, że to dołujący moment w roku, co by się zgadzało, bo westchnięcia również słychać, ale cholera nie do końca, bo nagle cichy pokój wypełnia się śmiechem. Żartu nie było, a chichot jest. Poprzedzony odgłosem szeleszczenia stron. Książkowa choroba jest bardzo zaraźliwa. Jeśli człowiek chce się ustrzec przed nią (tylko pytanie po co? Toż to idiotą trzeba być) to zdecydowanie powinien się trzymać z dala od Pani Agnieszki Olejnik. Ta kobieta na świat wydała chyba najbardziej zjadliwego wirusa 2015 roku... "Dziewczyna z porcelany" to właśnie on. Nie jakieś tam H5N1 czy inne herpes simplex virusy. Ja jestem zarażona. Może i jestem masochistką, ale cieszą mnie powikłania tej choroby. To co wirus wywołał w moim organizmie z całą pewnością nie przypomina powiększonej śledziony po mononukleozie czy znaków po rozdrapanej ospie. Po jednej nocy z "Dziewczyną z porcelany" (nad czym ubolewam, bo wolałabym mieć ją dłużej ale... czas przy niej zbyt szybko leci. Wróć. Ona po prostu zbyt szybko "ucieka") czuję się jakaś lepsza, szczęśliwsza i mądrzejsza (o! Jest się więc z czego cieszyć). :) Kim są więc dwie niesamowite kobiety, które spowodowały u mnie pozytywne spustoszenie? (napisałabym 'kim są trzy niesamowite kobiety' ale przecież o sobie już pisać nie muszę :) ). Jedna, całkiem realna i namacalna - autorka książki. Druga, rudowłosa, porcelanowa Joanna - bohaterka.
piątek, 11 września 2015
"SZCZĘŚCIE DO POPRAWKI" czyli dowody Arlety Tylewicz na to, że warto walczyć.
"Szczęście" - pojęcie względne. Każdorazowo oznacza stan w którym człowieka wypełnia pozytywna energia ciągnąca kąciki jego ust ku górze. Każdorazowo oznacza emanowanie radością na tyle, że trzeba jej nadmiar wypuszczać na świat z każdym, spokojniejszym niż zwykle wydechem. Każdorazowo oznacza iskierki w oczach i kalejdoskop pięknych myśli. Każdorazowo zapisuje w naszych głowach wspomnienia i otwiera nam nowe drogi dodając nam skrzydeł. Każdorazowo wyrażać je może coś zupełnie innego. "Szczęście" - słowo kameleon. Ukrywa się w nim dosłownie wszystko co dobre. Piękny moment z życia, pies tarzający się na plecach, dwie kreski na ciążowym teście, nowa para butów, nowa gałązka na własnoręcznie zasadzonej choineczce, oświadczyny, placek bez zakalca, godzina dłużej w łóżku, zabawna komedia romantyczna czy biały, zimowy puszek - to wszystko, to właśnie szczęście. Czasem trudno je dostrzec, zdarza się, że niełatwo je dogonić ale, zdecydowanie prostą rzeczą jest je stracić. Choć.. czasem warto wypuścić je z rąk. Warto się przekonać, że je wyolbrzymialiśmy. Warto dostrzec i pozbierać okruszki zdrowego, prawdziwego szczęścia i powolutku składać je w coś większego. Bo czasem okazuje się, że "szczęście do poprawki" jest. I o tym właśnie miałam przyjemność przeczytać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)