piątek, 16 grudnia 2016
"Świt, który nie nadejdzie" - Remigiusz Mróz
Szara, przedwojenna Warszawa krwią płynąca, a w niej paru króli podziemia, którzy zamiast dzierżyć berło, trzymają w dłoniach broń. Łaskawość dla poddanych raczej nie występowała w przestępczym półświatku. Wymierzanie dotkliwej kary lokowało się na szczytach swoistego kodeksu. Przestrzeganie go, było śmiertelnie poważną kwestią. Za narkotyczną rzeką, której brzegi obrastały panie do towarzystwa, mieścił się zamek stróżów prawa. Od niedawna królować zaczęły w nim kobiety. Pomiędzy walczącymi o władzę znalazł się były pięściarz - Ernest Wilmański. Człowiek stojący na rozdrożu i czekający na "Świt, który nie nadejdzie". Jego położenie było nieodpowiednie. Powiedzieć tego nie można o Autorze dzieła. Remigiusz Mróz, będący Królem polskiego kryminału zdecydowanie jest we właściwym miejscu. I choć umysłami czytelników włada obecnie, to z łatwością odnajduje się w czasach bardzo odległych.
"Świt, który nie nadejdzie" to mroczna podróż do przeszłości. Celem podróży jest międzywojenna Warszawa. Piękne siedlisko zła przybierającego wszelakie formy. Panujący w książce retro klimat, łączy elegancję z brutalnością. Pod kapeluszami i płaszczami kryją się wyjątkowo niebezpieczni ludzie, którzy regularnie brudzą swoje szykowne ubranie krwią. I mimo, iż towarzystwo do najciekawszych nie należy, to Warszawa wydaje się być bardzo kuszącym miejscem. Szczegółowy opis miejskich zakamarków sprawia, że chce się tam być i obserwować rozwój wydarzeń z jednej z ekskluzywnych kawiarni, wypełnionych zapachem faworków i tytoniu.
Ernest nie kierował się tymi aromatami. W stolicy szukał zapomnienia. Chciał wystąpić w roli czystej, nieubrudzonej krwią karty. Przestępcza Warszawa postanowiła jednak pomóc mu w pisaniu swojej historii, a kobieca dłoń dołożyła parę linijek. Przeszłość również przebiła się przez papier, który do najczystszych nie należał. Powstał smutny, ale jakże interesujący obraz. Obraz, na który należy spojrzeć pod wieloma kątami, bo to co widzimy, niekoniecznie ukazuje się w prawdziwej formie.
Remigiusz Mróz tradycyjnie stworzył dzieło zaskakujące, wielowątkowe i naszpikowane emocjami. Każda strona pachniała niepewnością, wymieszaną z ogromną ciekawością tego, co się wydarzy.
Nie jestem tylko pewna, czy tytuł jest adekwatny, ponieważ podczas tej lektury świt nadchodzi bardzo szybko i wcale nie cieszy, bo wraz z jego nadejściem kończą się nieprzeczytane strony.
Racją jest, że historia wciąż się toczy w umyśle czytelnika, ale zdecydowanie wolałabym, żeby Remigiusz ubrał ją w słowa.
Gdybym mogła, jeszcze długo nie wyszłabym z "Mokradła", chyba, że do "Małej Ziemiańskiej" na ziemiankę i pół czarnej, albo... na podwójną ziemiankę.
Remigiusz, podróżowanie z Tobą (nawet do krwawej przeszłości) to przyjemność. Tylko te podróże, wciąż są za krótkie!
"Świt, który nie nadejdzie" pojawił się na świecie 9 listopada 2016 dzięki Wydawnictwu Czwarta Strona. Więcej informacji o książce znaleźć można: na stronie wydawnictwa i na stronie Autora.
Książkę kupić można m.in: tutaj.
(Swoją drogą, sprawdzi się ona w roli prezentu!! Z autopsji wiem, że Mróz w prezencie, to pomysł doskonały.)
Ebook za jedyne 17 zł dostępny jest na stronie http://www.publio.pl/
Fragment książki do ściągnięcia: tutaj.
Jeśli (a w zasadzie nie mam wątpliwości) "Świt..." przypadnie do gustu, warto przeczytać także "W cieniu prawa" (recenzja).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Według mnie "Świt, który nie nadejdzie" to jedna z najlepszych książek Mroza :)
OdpowiedzUsuńIlekroć się zastanawiam, która książka Mroza jest najlepsza, dochodzę do wniosku, że... każda. :)
Usuń