Strony

piątek, 16 grudnia 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - część IX.


Żyjemy w czasach, w których trzeba być zdrowym, żeby chorować, bo nierzadko diagnostyka i leczenie dopiero wywołują wilka z lasu. Coraz częściej trzeba szukać innych metod pomagania sobie, swoim bliskim, a więc i swoim zwierzętom. Oczywistą rzeczą jest dopasowane do dolegliwości diety i określonej jakości pokarmu. W przypadku psów sprawa ma się tak samo. To właśnie karma może pomóc, albo zaszkodzić. To, jak chętnie pies je dane granulki niestety nie jest wyznacznikiem. Nam też bardzo smakują chociażby czpisy, które do organizmu nie wnoszą niczego, prócz pustych kalorii. Podając zwierzętom karmy marketowe nie dostarczamy im niezbędnych składników, mimo, iż wydaje nam się, że skoro pokarm znika z miski w takim tempie, to znaczy, że karma jest dobra. Mylny jest także zapis będący jedynie chwytem marketingowym. Słowa "pełnoporcjowa", "pełnowartościowa", nie zawsze mają potwierdzenie w składzie. Na zdrowy rozum, jaka jakość może kryć się za kwotą 6 zł za 1 kilogram? Dobre karmy bytowe mieszczą się w przedziale 150-200 zł za 12-15 kg. Zdecydowanie nie jest to marnowanie pieniędzy, a inwestycja w zdrowie naszego psa. Przecież więcej będzie nas kosztować diagnostyka i leczenie, i nie tylko pieniądzem za to zapłacimy. W przypadku problemów gastrycznych, nietolerancji, alergii i zaburzeniu trawienia i wchłaniania również pomóc może karma. Nam pomogła. 

"Świt, który nie nadejdzie" - Remigiusz Mróz


Szara, przedwojenna Warszawa krwią płynąca, a w niej paru króli podziemia, którzy zamiast dzierżyć berło, trzymają w dłoniach broń. Łaskawość dla poddanych raczej nie występowała w przestępczym półświatku. Wymierzanie dotkliwej kary lokowało się na szczytach swoistego kodeksu. Przestrzeganie go, było śmiertelnie poważną kwestią. Za narkotyczną rzeką, której brzegi obrastały panie do towarzystwa, mieścił się zamek stróżów prawa. Od niedawna królować zaczęły w nim kobiety. Pomiędzy walczącymi o władzę znalazł się były pięściarz - Ernest Wilmański. Człowiek stojący na rozdrożu i czekający na "Świt, który nie nadejdzie". Jego położenie było nieodpowiednie. Powiedzieć tego nie można o Autorze dzieła. Remigiusz Mróz, będący Królem polskiego kryminału zdecydowanie jest we właściwym miejscu. I choć umysłami czytelników włada obecnie, to z łatwością odnajduje się w czasach bardzo odległych.

środa, 23 listopada 2016

CHIRURG - TESS GERRITSEN - Anatomia Zbrodni - Tom 1



"Primum non nocere" - "Po pierwsze nie szkodzić". Pomagać, leczyć, ratować życie. To przyrzekają lekarze. To, przynajmniej z założenia pragną czynić. W tym upatrują się zbawczej misji. Są żądni krwi, która oznacza wygraną walkę ze śmiercią. Zdarza się jednak i tak, że niesienie pomocy niezgodne jest z klauzulą ich sumienia. Oni chcą ranić i karmić się strachem ofiary. Chcą zaprosić do zabawy kostuchę i z nią pogwałcić wszystkie prawa. Wiedzą gdzie i jak ciąć. Kochają zapach krwi. Z niej wyczytać potrafią wszystko. HIV, białaczka, anemia, strach. Poziom białych krwinek i płytek krwi. I na tą samą krew patrzą ci, którzy zamiast kitla noszą mundur, kaburę i odznakę. Nie interesuje ich hematokryt. Szukają poszlak. Śladów. Wskazówki. Rozpoczyna się swoista ANATOMIA ZBRODNI. 18 tomów kryminału spisanego ręką amerykańskiej lekarki - Tess Gerritsen. Trafiamy do niej, na oddział. Przyjmuje nas "Chirurg". Trzyma skalpel i pragnie krwi. Tej, która spłynie z wykrojonej kwintesencji kobiecości. Z macicy.

czwartek, 17 listopada 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - część VIII

Ostatnio parę popularnych telewizyjnych programów (m.in kulinarnych) karmiło nas wiedzą o żywieniu psów resztkami ze stołu. Kwestie typu "jak nie zjemy to psiak zje, żeby się nie zmarnowało. Też mu się coś należy" niestety nie zostały skomentowane w programie przez kogoś, kto jakąkolwiek wiedzę o jedzeniu dla zwierząt posiada. W świat więc poszedł jasny komunikat - "pies to żywy śmietnik. Ma zjeść wszystko od nagryzionego kotleta, poprzez zlewki zup i sosów, aż do obierków". Pani napełniająca psią miskę tym, czego ludzka rodzina nie dojadła niestety nie wiedziała, że takim pożywieniem psu robi krzywdę. Nie zapoznała się raczej z listą produktów, które w zasięgu psiej mordy znaleźć się nie powinny. Nieświadomie zastosowała więc szkodzenie poprzez żywienie. Dla równowagi, jako, że w przyrodzie nic nie ginie występuje na szczęście również leczenie poprzez wprowadzenie odpowiedniej karmy. Missi kolejny raz może posłużyć za przykład. Co prawda pies nie zawsze wie, co mu może zrobić krzywdę, i do mordy bierze wszystko, co w jej zasięgu się znajduje, ale, chyba od tego ma przy sobie człowieka, żeby mu w porę powiedział: "zostaw. Nie wolno!".

sobota, 12 listopada 2016

MIŁOŚĆ Z NUTĄ IMBIRU - Wszystkie smaki życia Agnieszki Olejnik.



Każdego dnia piszemy swoją życiową historię i kiedy wydaje nam się, że stawiamy ostatnią kropkę następuje rozdarcie. Wypełniona emocjami strona dzieli nasze uczucia na pół. Nie wiemy już kogo i dlaczego kochamy. Nie mamy pojęcia czy nadal mamy żal. Gubią nam się powody do radości i wypada gwarancja lepszego jutra. Nerwowo chcemy sklejać elementy życiowej układanki, ale nie zawsze dobrze dopasowujemy fragmenty. Próbujemy nowych kombinacji, żeby niczego nie żałować. Żeby pokosztować życia i spróbować szczęścia. Chcemy zachłysnąć się miłością. Rozgrzać tęskniące za czułością serce uczuciem z nutą imbiru. I kiedy sklejamy to, co zniszczyła proza życia, nasze niedopatrzenie i czyjaś intryga wydaje nam się, że niektóre puzzle się pogubiły. Czasem musi minąć czas i dużo łez upłynąć zanim na nowo ten pokiereszowany element wpadnie nam w ręce. Zdarza się i tak, że już nigdy się nie odnajdzie, albo zwyczajnie przestanie pasować. Bo nie każdemu smakować będzie od razu "Miłość z nutą imbiru", ale nawet kiedy pić się jej nie chce, to przeczytać warto. Szczególnie jeśli książkowe smaki komponuje Agnieszka Olejnik.

środa, 9 listopada 2016

BEHAWIORYSTA - Krwawy koncert na który Remigiusz Mróz wysłał zaproszenie śmierci.




Gdyby tak emocje i pragnienia ubrać w nuty, to jaka melodia słyszalna byłaby od większości ludzi? Ile pomieściłaby zła, smutku i żądzy krwi? Co w innych wywołałyby te brzmienia? Jak krwawy mógłby być koncert? Chociażby ten rozpoczynający się od wystrzału poprzedzonego dziecięcą piosenką o jagódkach. Ten, na którym ktoś zaśnie za zawsze przez to jak zagraliśmy. I co myśli o nas kompozytor, który zamiast batuty unosi w górę broń i czytając nasze nuty strzela, wzbogacając melodię o płacz bezbronnych, przerażonych dzieci, skulonych na przedszkolnym dywanie, przesiąkniętym świeżą krwią? Może nie musi mówić nic. Może wystarczy to jak stoi i odchyla głowę, by poznać jego zdanie o naszych dźwiękach. Odpowiedzi na te pytania i sposobu by zakończyć krwawy koncert szuka w najdrobniejszych gestach "Behawiorysta" - specjalista od niewerbalnej komunikacji, widzący w człowieku dzikie zwierzę, czekające na okazję, by się obudzić.
Na to widowisko bilety rozdaje Remigiusz Mróz. Ja dorzucić mogę jedynie gwarancję, że po tym przedstawieniu, życie zmieni wydźwięk. To będzie mocna melodia, która otworzy oczy.

środa, 2 listopada 2016

"JAK CIĘ ZABIĆ KOCHANIE?" - Alek Rogoziński i Jego czarny, inteligentny humor.



Od miłości do nienawiści jest całkiem niedaleko, więc w każdym związku uważać trzeba. Dlatego, aby wyhodować miłość aż po grób, należałoby wyeliminować wszystkie czynniki niesprzyjające (z mężem na czele), co przy dobrze wykonanej robocie przynajmniej nagrobek gwarantuje. Niby z facetami żyć trudno, aczkolwiek zabić ich szkoda, ale nieco inaczej przedstawia się sprawa jeśli po trupie małżonka dojdzie się do celu wybrukowanego sporą ilością gotówki. Pojawia się tylko pytanie "Jak Cię zabić kochanie?". Odpowiedzi szukać należy, wszak jak się dobrze poszpera to i ksiądz się znajdzie, który poniekąd rozgrzeszenie da, bo sam się lubi na śmierci bogacić. A tam gdzie jest wielebny, tam są i zakonnice, oznaczające kłopoty. Bo co innego sprawić mogą kobiety, które  dobrowolnie (albo co gorsza nie z własnej woli) koronkową bieliznę zamieniają na celibat? I niby temat jest śmiertelnie poważny, ale kiedy opowiada o tym Alek Rogoziński, to trudno jest powstrzymać kąciki ust przed wędrówką w górę (i to po trupach!). Po tej książce utwierdzam się w przekonaniu, że gdyby Autor opowiedział mi np. o dzisiejszej polityce, powodzi albo innej katastrofie to humor i tak miałabym wyśmienity. Jest więc zabawnie, ale... każdy żart ma w sobie trochę prawdy. Śmierć na przykład wydaje mi się być zupełnie rzeczywista.

wtorek, 25 października 2016

"PRACOWNIA DOBRYCH MYŚLI" - literacki psychotrop od Magdaleny Witkiewicz.



Regularnie zakochiwanie się jest bardzo kobiece. Występuje średnio co parę dni i przejawia się szybszym biciem serca i falowymi uderzeniami radości. Obiekty westchnień nie zawsze mają dwie nogi. Czasem są samymi butami, raczej bez odnóży. Czasem mają ciało utkane z koronki i kuszą rozłożone lubieżnie na wystawie. Ja dziś tych wszystkich przedstawicieli babskiego pożądania przykrywam grubym, ciepłym i cholernie miłym kocem (w którym to zakochać się trzeba). Płachtą uszczęśliwiającego materiału utkanego z losów dobrych ludzi, starających się wypruć każdą złą chwilę z życia. I nie czuję się normalna, kiedy wchodzę do ich świata otulona tym kocem. Bardziej obłąkana, albo upita rozweselającą nalewką, którą pić należy. Dla zdrowotności. I mam ochotę zaszyć się w kamienicy gdzie starsza pani zastanawia się w której części ciała dmuchana lalka ma ustnik. W budynku gdzie mieści się "Pracownia dobrych myśli", bo to miejsce w którym rozdają za darmo tyle ciepła i szczęścia, ile trudno jest zmagazynować łącząc wszystkie mniejsze i większe miłostki. Na ulicy Przytulnej czuję się od wejścia upojona szczęściem. Może to dlatego, że się zakochałam. Od pierwszej strony. Od pierwszej kropki Magdaleny Witkiewicz.

sobota, 22 października 2016

Niedomówienia - Anna Sakowicz - o czytaniu siebie i zapachu słów.



Chwilę po pierwszym legalnie wypitym alkoholu i dumnym wepchnięciu dowodu do portfela oczekuje się od człowieka jasnej deklaracji w którą stronę chciałby w życiu pójść. Przychodzi moment wyboru studiów, zawodu i sposobu życia. Wszechobecna presja i dobre rady życzliwych, którzy lepiej wiedzą jaka droga będzie najlepsza nie pomagają w odnalezieniu siebie. Działanie pod dyktando nierzadko wpycha ludzi w miejsca w których trudno jest doszukać się prawdziwego szczęścia. Życie przypomina rutynowe spełnianie cudzych oczekiwań. Lata mijają, a upływający czas pozwala na korozję osobistych marzeń. I nagle trudno jest rozpoznać osobę, która patrzy na nas z lustra. Trudno jest ją rozgryźć, szczególnie jeśli pozwala się (sobie) na niedomówienia. Jak więc oczekiwać od 19-latka, żeby się określił, skoro zrobić tego nie może blisko 40-letnia kobieta? I dlaczego w zasadzie ma ona z tym problem?

środa, 19 października 2016

IMMUNITET - "Psy to ludzkie stworzenia, w przeciwieństwie do ludzi" - Remigiusz Mróz.


Walki psów. Żywe maszyny do zabijania będące jedynie bezbronnym narzędziem w rękach "ludzi" żądnych krwi dostarczają im rozrywki i sporej ilości pieniędzy. To biznes. Sport. Uzależnienie. Mafijna zabawa będąca odskocznią od codzienności. Hobby bogatych, a zarazem bardzo ubogich jeśli o człowieczeństwo chodzi. Z tego miejsca droga do sądu powinna być prosta i zakończona wyrokiem, który nie ma nic wspólnego z niską szkodliwością czynu. Okazuje się jednak, że nierzadko kroczenie tą ścieżką sprawiedliwości przynosi skazanie na... sukces uwieńczony immunitetem. O podziemiu nie ma słowa, bo nikt nie łączy go z człowiekiem szybko wspinającym się na szczyt. Czasem jednak na samej górze potknąć się można o trupa. A, że po trupach zwykle idzie się do celu, to nasuwa się pytanie kto tą przeszkodę rzucił pod nogi szanowanego sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Kolega po fachu, przyjaciel z "zawodów" a może sam zainteresowany, który twierdzi, że ofiary nie znał i nie przebywał na miejscu zbrodni? Odpowiedź znaleźć albo dobrze ukryć ma Joanna Chyłka. A może w zasadzie ma ona nie przeszkadzać w tym Oryńskiemu?

środa, 12 października 2016

"ZABŁĄDZIŁAM" - Agnieszka Olejnik.


Co o życiu mogą wiedzieć młodzi ludzie? Jakie mają obowiązki? Jakie problemy?
Młodość wydaje się być bezpiecznym punktem na mapie życia. Naznaczonym największą ilością uśmiechów, beztroski i spokoju. To czas do którego niby chce się wrócić przez całe życie. Z założenia etap wolny od trosk, bólu. To też ten moment, kiedy popełnia się najwięcej błędów, za które najpewniej zapłacą inni. W rezultacie niektórzy nie mają szansy sprawdzić jak posmakuje im dorosłe życie ponieważ "stop" mówią gdy lat mają naście. Mówią to bez słów, samymi czynami, bo nierzadko wcześniej nikt o ich zdanie nie dbał. O pozwolenie nie prosił...
Zdarza się i tak, że etap młodości gwałtowanie zamienia się w smutną i trudną dorosłość na którą gotowym się nie jest. Ludzie błądzą, niezależnie od wieku, a kiedy na moment się odnajdą paraliżuje ich strach, który znów przysłania właściwą drogę. Niespodziewanie w "Zabłądziłam" (Agnieszka Olejnik) odnaleźć można nie tylko drogę, ale i siebie.

wtorek, 13 września 2016

OBCE DZIECKO - Rachel Abbott - mistrzowski thriller w którym nikt nie oszczędza dzieci.





Czasami przeszłość puka do drzwi i bez zaproszenia wchodzi do poukładanego życia, zbudowanego na cierpieniu, tęsknocie i niezrozumieniu. Czasem ta przeszłość patrzy na nas oczami zaginionego przed laty dziecka obecnego partnera. Czasem w tym spojrzeniu widzimy tyle zła, że dla ochrony rodziny gotowi jesteśmy wyjąć nóż i poświęcić tą niewielką osobę, która jakby nie patrzeć też ma prawo mieszkać pod naszym dachem. Czasem boimy się dziecka. A zarazem ściskając ostrze drżymy na myśl o tym, że ktoś byłby w stanie skrzywdzić malucha. Czasem łączymy się w pary i składając wyznanie miłości przyjmujemy nie tylko zalety ale i wady partnera. Jego przeszłość. Jego potknięcia. Czasem nie wiemy już co myśleć, co czuć i jak się zachować. Nie wiemy, bo jesteśmy tylko ludźmi i nieustannie popełniamy błędy, które zaowocować muszą, jak nie teraz to kilka lat później. I czasem owocem tych pomyłek jest "Obce Dziecko", które o dziwo należy do rodziny.

czwartek, 1 września 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - część VII - siódmy worek



Kiedy idąc ze swoją miniaturką boksera, która w życiu dużo przeszła i cudem przeżyła słyszysz: "Jaki piękny, młodziutki pies" zamiast "ależ to chude" to wiesz, że dobrze żywisz swojego mikropsa. Kiedy głaszcząc go masz pod ręką zdrową, grubą, mięciutką i bardzo błyszczącą sierść, która nie wypada, wiesz, że karma się sprawdza. Kiedy twój psiak biega, skacze, wariuje i przelatuje nad wykopanymi wcześniej dziurami i praktycznie huśta się nad żyrandolu, to pewność masz, że miskę odpowiednio napełniasz. Kiedy twój bokser nieprzyjemnych zapachów znikąd nie wydziela i nie miewa problemu na spacerach to martwić się nie musisz. I co ważne - kiedy twój pies przestaje wymiotować, kiwać główką po jedzeniu i kłaść się w kącie, to możesz być z siebie dumny. Oczy nie łzawią, kości nie wystają, sierści można pozazdrościć, w brzuszku się nie przelewa a ogonek wciąż merda. I zawdzięczasz to karmie. Odpowiednio zbilansowanej, idealnie dobranej.

niedziela, 21 sierpnia 2016

PIERWSZA NA LIŚCIE - Magdalena Witkiewicz i uzdrawianie życiowych chorób.


Na urodziny każdemu życzymy 100 lat. Wątpię, aby ktokolwiek tyle chciał przeżyć. Czasem będąc "na starcie" ma się życia dość. Nigdy jednak nie jest się w pełni gotowym na koniec. Szczególnie wtedy, kiedy myśli się, że do mety jeszcze daleko i tyle jeszcze wydarzy się po drodze. Wyrok może paść w każdej chwili, a wtedy powiedzieć tylko "żegnajcie" to za mało. Bliskich trzeba przygotować i zabezpieczyć, a o siebie wypadałoby zawalczyć. I czasem myśli się, że nie ma się szans w bitwie z chorobą, ale one są. Potrzeba tylko, żeby inni, ci, którzy JESZCZE są zdrowi (bo przecież zachorować może każdy i to zwykle w najmniej oczekiwanym momencie) pamiętał słowa Urszuli Jaworskiej - "Nie ma ludzi złych. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale każdy dobry człowiek może zostać bohaterem". Jak? Najlepsze jest to, że wcale nie jest to trudne. Wystarczy tylko mieć odwagę żeby pozwolić na to, aby nasz chory bliźniak (który JESZCZE rodziną dla nas nie jest) otrzymał od nas prezent. Nowe życie. Zwykle "Pierwsza na liście" jest wtedy nadzieja, która różne może mieć imiona. Najlepiej o tym opowiada Magdalena Witkiewicz.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

"W CIENIU PRAWA" - Remigiusz Mróz i podróż do 1909 roku.


Mamy 2016 rok. Żyjemy w teoretycznie wolnej Polsce, choć większość z nas zamknięta jest w betonowej celi z widokiem na osiedlowy dziedziniec. Jednocześnie każdy jest panem u siebie. Króluje w swoich czterech ścianach i czasem z tą władzą wychodzi za drzwi. Podwórkowa polityka gryzie się z tą, która ogarnia cały kraj. Tu się walczy. Zwykle o pieniądze na koncie. Są i tacy, co walczą o parę złotych na chleb. Są tacy, co zabiją za butelkę. Tu się chce władzy. A wszystko w świetle prawa, choć zazwyczaj w Polsce o bezprawiu mówimy. I tak od lat. Od 100 co najmniej...
A teraz na tapetę bierzemy Galicję, rok 1909. Polak zawalczyć chce o nowy start i parę groszy. Opinii nie ma wzorowej, ale zamierza na chleb zapracować. Pierwszy raz zasypia jako czyścibut a budzi się praktycznie za kratami. Znów do walki stanie. Tym razem o wolność, o życie. Ramię w ramię z prawnikiem, który "W CIENIU PRAWA" dostrzec ma szansę, choć inni zamiast niej widzą tam kostuchę, wyciągającą łapska po Polaka. Bitew jest więcej. O tytuł, o pieniądze, o spokój, o uznanie. I to wszystko, spisane ręką Mistrza - Remigiusza Mroza, dilera emocji.

niedziela, 31 lipca 2016

PIERWSZA PRZYCHODZI MIŁOŚĆ - EMILY GIFFIN.



Miłość ma różne oblicza. Każde wyjątkowe, inne, nieprzewidywalne. To mieszanina słodyczy, słonych łez i gorzkiego zawodu. To fundament ludzkiego szczęścia, spełnienia i poczucia bezpieczeństwa. Nie ma dwóch identycznych miłości i nie chodzi tu tylko o to, że inaczej kocha się rodziców, rodzeństwo i partnera. Sposób kochania i okazywania uczuć nie jest wyuczalny, ani genetycznie uwarunkowany. Nie jest przekazywany z krwią czy mlekiem matki. Inaczej więc będą kochać i patrzeć na świat nawet rodzone siostry, które wyrastały pod jednym dachem. Mimo to ludzie wciąż rozkładają słowo "Miłość" na czynniki pierwsze i poruszając się utartymi schematami układają chronologicznie pożądaną kolej rzeczy składających się na to uczucie. Motyle w brzuchu, ślub, dziecko, wspólna mogiła. A co, jeśli ktoś pominie stan zakochania, albo przeskoczy obrączkę na palcu? Co, jeśli zamiast dzielenia kawałka cmentarnej ziemi para podzieli się domem i miłość zakończy rozwodem? Co, jeśli ktoś zdecyduje się na małżeństwo z rozsądku lub dziecko "z probówki"? Co ludzi skłania do tego, by najważniejsze decyzje podejmować nieszablonowo? Chyba życie, ale to za mało. Tak naprawdę zawsze "PIERWSZA PRZYCHODZI MIŁOŚĆ". Nie ważne czy do rodziny, partnera, pasji, dziecka czy siebie. Ważne, że to ona popycha nas do przodu i mówi by nie patrzeć na to, co powiedzą ludzie z boku. Oni nie słyszą przecież kiedy serce bije nam szybciej.

środa, 13 lipca 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - część V - czyli wchodzimy w 6 miesiąc stosowania.


Najnowsze wieści z placu boju, gdzie pełna miska stoi i już nie sprawia kłopotu. Gdzie psie ciało nie chudnie, ogon merda, mordka się śmieje i zwrotów nie funduje. Oficjalnie powiedzieć można, że wygrałyśmy z nietolerancją i problemem z przyswajaniem. Można powiedzieć, że wróg (i jego rodzina w postaci wymiotów, biegunek, chudnięcia) zostali pokonani. Atak odparłyśmy dobrą karmą, choć może "dobra" to nie jest dobre określenie, bo złą (marketówki i marketówkopodobne) nigdy nie karmiłyśmy. Ba, nigdy z najwyższej półki nie zeszłyśmy, mimo, że do czasu TEJ karmy było tam niezbyt wygodnie. Szczególnie Missi. Maleńka teraz świetnie czuje i z dumą oświadcza, że i innym suniom pomogła polecając TĄ karmę. Tak więc dziś o trzech "dziewczynkach", o karmie i o tym "czym to się je" i dlaczego to takie dobre.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

POZYTYWKA - melodia do serca matki, której owoc miłości umierał pod sercem - Agnieszka Lis.


W każdej dziecięcej głowie gra melodia osobistej pozytywki. Ta, której dźwięki określają beztroskę i wielkie marzenia. Marzenia o byciu kimś. O kochaniu i byciu kochanym. O wydaniu na świat miłości. O domu. Ciepłym, pięknym, spokojnym domu. Cichutki, melodyjny podkład słyszalny jest dla ucha nawet wtedy, gdy dziecięcą naiwność uśpi dorosłość wypełniona problemami. Gdy na dawną beztroskę opadnie kurtyna smutku, niepowodzeń i zawodu. I nawet gdy słone łzy będą głośno obijać się o połamaną duszę, to ta melodia będzie grać. Cichutko. Ledwo słyszalnie. Spróbuje zagłuszyć krzyki i trzaskanie drzwiami, jakby chciała powiedzieć, że nie o takim życiu się marzyło. Jakby melodyjnie chciała zapytać czy warto "Rodzić bez miłości, rodzić bez nadziei, cierpieć po to, żeby wydać na świat cierpienie"? Pozytywka sprzed lat będzie grać podczas osobistej walki o szczęście. Zagra nawet wtedy, gdy dziewczyna z małej wsi zapragnie światowego życia by się ukarać.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

SZKOŁA ŻON - lekcja erotyzmu. Egzamin z kobiecości - Magdalena Witkiewicz.


Szkoła zawsze niesie w pewnym stopniu kontrowersję. Często uznawana jest za zło konieczne. Za wroga. Jej gmach staje się kością niezgody. I nie chodzi tu nawet o kulejącą podstawę programową. Każdy wie, że sinusów i cosinusów i tak używać nie będziemy, a kiedy z kimś rozmawiamy, to nie analizujemy części zdania. Sporów jest wiele, począwszy od czasu wieku "puszczania" do szkoły, skończywszy na mundurkach. Lekcje z natury są nudne, nauczyciele w większości wydają się pracować za karę i nie mieć zbyt wiele do powiedzenia. Jedynie jakieś wyjątki walczą z systemem. Prywatne, państwowe, elitarne, owiane złą sławą - wszystkie szkoły takie same. Wystawiające na ocenę. Nie uczące zbyt dobrze. A gdyby tak udać się do szkoły, gdzie mundurki zaczynają się na braku bielizny, kąty mierzy się pomiędzy rozwartymi udami, chemia występuje w sypialni, a zamiast poznawania fotosyntezy dosłownie zgłębia się swoją kobiecość? Gdyby tak udać się do miejsca, gdzie wiek nie jest ważny, bo każda data urodzenia obliguje do tego, by poczuć się piękną i spełnioną? Gdyby tak zamiast artykułowania spółgłosek uczyć się technik sztuki oralnej? Gdyby tak w ramach lekcji udać się do spa? Gdyby tak posiąść wiedzę życiową? Jest takie miejsce. "Szkoła żon" właśnie zbiera podania. Papiery można składać do Magdaleny Witkiewicz. Matki dyrektorki. Kobiety.

sobota, 4 czerwca 2016

"MIMO MOICH WIN" - O sile kłamstwa będącym częścią najszczerszej miłości - Tarryn Fisher.

Mówi się, że "w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone". Wyznacznikiem uczucia określa się to, co jesteśmy w stanie dla niego zrobić. Paradoksalnie, gdy dochodzi do walki, to "podążania po trupach do celu" lekko mówiąc się nie pochwala. Zakochani wysyłają więc sprzeczne sygnały. Gubią się pomiędzy tym, co dyktuje serce, a tym, na co wskazuje rozum. Zabawę w uczuciowe przepychanki podłapuje też sumienie, moralność i ślady wcześniejszych przeżyć, łącznie z tymi z dzieciństwa i rodzinnego domu. Pragnie się dowodów miłości. Te jednak nie zawsze są widoczne na pierwszy rzut oka. Piękne chwile znaczą wiele, ale... nikt chyba nie docenia kłamstwa dyktowanego biciem serca. Czy dla szczerej miłości można oszukać? Czy z miłości można zrobić zbyt wiele? Czy można łączyć dwoje ludzi piętrzącymi się oszustwami? Czy "Serce można oddać tylko raz"? Czy można krzywdzić, by wyrazić co się czuje? I za co właściwie się kocha? A może kocha się pomimo. Mimo kłamstw, mimo rozstań, "MIMO MOICH WIN"... Odpowiedź na te pytania odnajdziemy w powieści TARRYN FISHER.

środa, 1 czerwca 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - CZĘŚĆ IV. - EFEKTY U MISSI I BUNII.


Problemy są chyba najlepszym spoiwem łączącym. No, ewentualnie lokują się zaraz za wspólną pasją. Jeśli jednak obie płaszczyzny zaczynają się ze sobą ścierać, to powstaje niezwykła więź oparta na wzajemnej pomocy i wymianie doświadczeń. Nasza mała istotka sprawiła, że poznałyśmy wiele wspaniałych osób, którym psi los nie jest obojętny. Ludzi, którzy walczą, aby popularne określenie na beznadziejną sytuację zmieniło znaczenie i zaczęło oznaczać coś wspaniałego. Tym razem Missi znów pozwoliła nam komuś pomóc. Poradzenie sobie z jej problemami gastrycznymi zaowocowało tym, że wieść o genialnej karmie dotarła do kogo trzeba. Dotarła w porę i... chyba pomogła! Tak więc karma służy teraz nie tylko naszej kruszynce, ale i Bunii mieszkającej u Moniki.

TRAWERS - Uzależniająca siła babrania się w krwi - III, ostatni tom z Wiktorem Forstem - Remigiusz Mróz.


Schematy, stereotypy, wiedza argumentowana zdaniem ogółu, opieranie się na powszechnym uznaniu. To wszystko przechodzi z dziada, pradziada. To wszystko wypijamy z mlekiem matki. To wszystko gdzieś się czai pomiędzy genami. Krąży w krwiobiegu jak narkotyk. I nagle każdy Rosjanin to pijak, każdy Niemiec ma w sobie coś z Hitlera (i to nie szkodzi, ze ten wąsacz Niemcem nie był), a amstaf to morderca (wszak babcia mówiła - "nie głaskaj pieska, bo rączkę ci urwie"). Najgorzej jednak jest z przybyszami. Terroryści cholerni. Wyśmiać ich trzeba. Zgnoić, zdeptać, pobić, upokorzyć i wypędzić. Przedtem jednak wypadałoby obwinić o całe zło na świecie, począwszy od brudu na własnym podwórku. Obok tych fanatyków, kroczy drugi obóz, równie zafiksowany. Państwo tolerancyjni, warczący na swoich, aby światu pokazać, że są otwarci. Jedni i drudzy zaślepieni swoimi racjami i dziką nienawiścią do wszystkich, którzy zdanie mają inne, nieświadomie biorą udział w grze o życie. Na światowej planszy poustawiała ich krwiożercza bestia w ludzkim ciele. "Szach-mat" krzyczy i zbiera żniwo. Kolejny wyzionięty duch, do kolekcji. Jedyny godny przeciwnik ogląda świat przez więzienne kraty. Wzrok ma otępiony narkotycznym lekarstwem. Siedzi, ćpa i na domiar złego na wolności był psem. Komisarzem. Łatek ma więc od cholery. A gra się toczy... Jest niebezpiecznie. Jest groźnie. Sama egzystencja mrozi krew w żyłach. Ale ciągnie w te wszystkie miejsca. Ciągnie do świata, który stworzył Remigiusz Mróz. Tam, gdzie policjanci siedzą, politycy biorą w łapę, prokuratorzy się potykają, "terroryści" rozgaszczają, a jakiś człowiek karmi się śmiercią.

poniedziałek, 23 maja 2016

CUJO - Stephen King - wściekłe myśli psa po kontakcie z nietoperzem.


Jako małe dzieci boimy się potworów z szafy. Nasza wyobraźnia upiera się, że powieszona na wieszaku kurtka, to powoli sunące w naszą stronę cielsko kogoś/czegoś, co w nieoczekiwanym momencie złapie nas za nogę, lub zrzuci naszą jakże pancerną kołdrę, która jest jedyną skorupką tworzącą najbardziej bezpieczną kryjówkę. Raźniej czujemy się wtedy nie przy rodzicach, którzy przewracają oczami mówią "za dużo cukru jesz" albo "przestań wymyślać i śpij". Raźniej czujemy się przy psie. Pies nas rozumie i broni. Pies jest przyjacielem, choć często niezbyt mądrzy dorośli widzą w nim krwiożerczą bestię. Pies z natury jest istotą niezwykle przyjazną i oddaną, która nabiera negatywnych cech od ludzi. Ewentualnie od... nietoperzy. Mały, czarny, szczuropodobny stworek, rozbijający się nocą po świecie może bowiem powalić nawet ponad 80 kilo żywej miłości w postaci bernardyna. Robi to podstępnie, aż pies się wścieknie, i to dosłownie. Chore jest, by psi przyjaciel ochotę miał zabijać. To wbrew naturze (co potwierdzi każdy szczęściarz tulący się do kumpla na czterech łapach), a jednak Cujo nabrał ochoty na ludzkie mięso. Rabies virus uderzył mu do głowy, a Stephen King pokazał co pod tą czaszką się kłębiło. Co psie oczy widziały, zanim zęby poszły w ruch.

REWIZJA - Remigiusz Mróz - adwokacka ślepota moralna, procentowa zaćma i pieniężna katarakta w walce o przyszły, niedoszły milion oskarżonego cygana.

Pal licho, czy człowiek jest gorliwym wyznawcą siły wyższej, czy też zagorzałym ateistą, jego człowieczeństwo warunkuje moralność, która wisi nad każdą płaszczyzną życia i krzyczy "uważaj" przy niejednym życiowym kroku. Etyczny zbiór zasad jest dość prosty, wpajany przez rodziców od dziecka. W zasadzie jasne jest co należy, czego nie wypada, a na co mamy embargo. Nie trzeba wspinać się na wyżyny inteligencji i oświecenia, by dostrzec logiczne wzorce. Czasem jednak, nawet właściciele mocno pofałdowanego mózgowia mają z tym problem. Zaślepieni nałogiem, pieniędzmi, wizją górowania nad innymi czy chociażby cierpieniem lub potrzebą zasmakowania zemsty, zrzucają okulary stworzone z ideałów. Są ślepi. I o ile, do typowego "Seby" (któremu tych fałdek pod czaszką brak) taka "wada wzroku" pasuje jak ulał, o tyle moralna niepełnosprawność mężów zaufania czy żon sprawiedliwości, aż kłuje w oczy. Oni jednak są na to bardzo narażeni. Krocząc wybrukowaną wykształceniem i ciężką pracą drogą kariery, odcinają tłuste kupony, które uderzają w etykę i pozostawiają pewien rodzaj niesmaku, a ten dobrze jest zapić. Przykładem adwokackiej ślepoty moralnej, procentowej zaćmy czy pieniężnej katarakty jest III tom serii o Joannie Chyłce, czyli REWIZJA Remigiusza Mroza. Powieść, która dobiera się do wnętrza duszy i pyta "a ty jak byś zrobił człowieku?".

wtorek, 10 maja 2016

ZOSTAWIĆ DARINGHAM HALL - III TOM TRYLOGII autorstwa Kathryn Taylor - Odnalezienie siebie i sztuka mądrego egoizmu.


Na mapie cudzych wyobrażeń i planów łatwo jest zgubić własną drogę. Wielu ścieżek nie jesteśmy w stanie nawet zauważyć, mimo, że właśnie nimi powinniśmy kroczyć. Widzimy cel. Jasny i przyświecający, który często jest nam narzucony w czasach, kiedy jesteśmy jeszcze plastyczną masą. Czołgamy się do niego pokonując przeszkody i zdzierając kolana na życiowych zakrętach. Idziemy, bo ktoś nam powiedział, że powinniśmy. Wmawiał nam to tak długo, że w zasadzie zapomnieliśmy się zastanowić nad tym czego sami chcemy. Przez lata narasta w nas frustracja, którą odbieramy jako przejaw niespełnionej jeszcze ambicji. I nagle, kiedy już jesteśmy o krok, zdajemy sobie sprawę z tego, że przegrywamy życie krocząc po narzuconej trasie. I nie wiemy, czy zmienić wszystko, czy brnąć w to dalej. Zakładamy więc skorupę utkaną z chęci przeczekania, przemyślenia, zastanowienia się. Zamykamy się na świat. Uciekamy. Od cudzych pragnień, własnych marzeń, od ludzi. Im mocniej ich kochamy, tym dalej nam do nich nagle. "Zostawić Daringham Hall" to plątanina właśnie takich myśli. To próba odnalezienia osobistej ścieżki na życiowej mapie, którą wręczyło otoczenie z jasnym komunikatem, czego oczekują od nas inni. III tom serii o angielskiej posiadłości to próba udźwignięcia ciężaru narzuconego nam przez bliskich. To książkowy dowód na to, jak trudno wejrzeć we własne potrzeby, marzenia, uczucia. To próba odnalezienia siebie.

wtorek, 3 maja 2016

"Cześć, co słychać?" - niesamowita powieść o skutkach pytania, który może mieć niebezpieczny wydźwięk, szczególnie w 'połowie życia' - M. Witkiewicz.



Długie rzęsy, które machają na dzień dobry, uśmiech szerszy niż zwykle, guzik rozpięty, żeby móc pełną piersią wdychać zapach namiętnych wspomnień. Obrączka na opuchniętym palcu, jakby bardziej luźna. W zasadzie, tego dnia nie byłoby tak bardzo szkoda jej stracić. Dzieci, które zbyt długo nie chcą się położyć i on, mąż, wybranek, który jakby wadzić zaczyna. Wyimaginowana, podkolorowana, poprawiona wizja poprzedniego życia, tego grubo przed magiczną "połową" wdziera się do świata matki i żony. Do świata, po którym motyle nie latają. Do świata, który na pierwszy rzut oka wygląda jakby był wyścielony brudnymi skarpetkami, niedomytymi garami i obowiązkami różnego kalibru. Na tej stercie osiada spokojnie wizja raju. Niczym fatamorgana kusi romantyzmem, porywem, szczęściem. Wystarczy tylko stać się kochanką. Rozpiąć guzik więcej, przeciągnąć usta szminką albo... powiedzieć "Cześć, co słychać?". I nie zawsze do ogłuszonych pragnieniem uszu dojdzie w porę dźwięk rozbitej rodziny. Przecież nikt nie musi słyszeć. 40 lat. Umowna "połowa życia". Czas na podsumowanie. Czas na to, by patrząc w lustro samą siebie zapytać: "Cześć... co słychać? Czego ci do szczęścia brakuje? Czego nie widzisz? Czego wciąż szukasz?". To pytanie zadaje sobie m.in Zuzanna, którą do literackiego życia powołała cudowna Magdalena Witkiewicz. Najnowsza powieść tradycyjnie otwiera oczy i nie ważne, ile dzieli nas od tej magicznej czterdziestki. Przecież, "Cześć, co słychać?" można powiedzieć w każdym wieku, a odpowiedź może całkiem zburzyć to, co stworzyliśmy. A może... zbudować?

piątek, 29 kwietnia 2016

SZCZĘŚCIE NA WAGĘ - Agnieszka Olejnik, czyli... gdzie znaleźć przepis na zdrową egzystencję.


Przepisy mają to do siebie, że podają jasną recepturę i kuszą pięknym, apetycznym efektem, wypróbowanym i wychwalanym przez tysiące. Każda "kucharka" obrasta w (często wyimaginowane, podciągnięte w photoshopie) piórka i mówi, że jej się udało. To co zrobiła jej bardzo smakuje i inni jedzą - na zdrowie. Przepisy mają też do siebie to, że ścisłe reguły są naginane. Do akcji wkracza źle wyważona waga i działanie "na oko", które może oznaczać przymknięcie go na dane kwestie. Za gorzko? Nie szkodzi. Zrobi się dobrą minę, do złej gry. Zbyt słodko? Zemdli, to fakt, ale można przykleić uśmiech. Przepisy wchodzą w grę nie tylko w kuchni. Pocztą pantoflową, z matki na córkę przechodzi receptura na życie. Jeden mąż, dzieci - "do smaku", pies - jak ktoś lubi, "odrobina" kota... W efekcie ma wyjść szczęście. Stoi więc człowiek, który jeszcze nie wie jakie smaki lubi i wysłuchuje, jak "specjalistki od życia" dodają swoje 5 groszy mówiąc gdzie zamieszać, kiedy zmrozić i jak wypada zagotować (się). W takim schemacie żyła Ewa. Piękna lecz otyła matka otłuszczonej nastolatki, która zajada smutki i pożera żale, ubierając je w smaki fastfoodów. Zaniedbana, niedoceniona żona, która musi żebrać o uczucie męża, który to "z niejednego pieca chleb jadł". I nagle przelewa się, a może przejada, bo przecież nie każdy długo zniesie smak porażki i przegranego życia. Ewa rozpoczyna walkę. Walkę o siebie, o córkę, o szczęście. O to, aby świat zrozumiał, że "o gustach się nie dyskutuje". O to, że nawet po 40-stce można mieć ochotę na delektowanie się seksowną miłością. Dzięki cudowniej Agnieszce Olejnik widzimy tę walkę i z dumą spostrzegamy, że "apetyt (na szczęście) rośnie w miarę jedzenia ( osobistych sukcesów)". Wszystko to i jeszcze trochę, w powieści "SZCZĘŚCIE NA WAGĘ"...

czwartek, 21 kwietnia 2016

"PRZEWIESZENIE" - szczyt tragizmu i emocjonalna wędrówka - Remigiusz Mróz - II Tom z komisarzem W. Forstem.


Góry... zachwycające, nieprzewidywalne, niebezpieczne miejsce, które przyciąga jak magnez i daje możliwość ucieczki ponad zwykłe ludzkie problemy i patrzenia z góry na prozę życia. Zdobywanie szczytów jest oczywistym celem, podobnie jak napawaniem się widokiem nieziemsko pięknej przyrody. Są jednak i tacy, którzy od wspinaczki wolą upadki. Nie swoje rzecz jasna. Są tacy, którzy kochają wzbogacać krajobraz o pokiereszowane, rozszarpane ciała, z których właśnie prawie naturalnie odpłynęło życie. Są tacy, którzy głuchą ciszę i błogi spokój gór uwielbiają zakłócać ostatnim krzykiem, oznaczającym pożegnanie i spowiedź zarazem. "Nie jestem psychopatą..." mówią ci, którzy dodają swój krwawy element do górskiego obrazu. Są nieprzewidywalni, niebezpieczni, nieokiełznani... zupełnie jak góry. Zupełnie jak Mróz. Remigiusz. Autor "Przewieszenia", czyli II tomu z komisarzem Wiktorem Forstem. Swoją drogą i on - właściciel kraciastej koszuli i policyjnego glocka jest równie ciekawym 'tworem', który zachwyca chociażby tym, że i jego rozgryźć całkiem się nie da.

wtorek, 19 kwietnia 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - MAGIA 3 MIESIĘCY - ZWYCIĘSTWO! cz. 4


Nasze żywe szczęście spisano na straty już dawno. W zasadzie, na samym początku. W kolejce głoszącej hasła "nieekonomiczna", "bez szans", "bez sensu", "po co?" ustawiali się kolejni. Pierwszy raz padło to z ust pseudohodowców, którzy nie widzieli w Missi możliwości wzbogacenia się, więc woleli przynajmniej nie stracić, wyjść na zero, co wykluczało zarówno podjęcie próby walki o nią (czy chociażby zadbania o to, by ją odżywić, odrobaczyć), jak i humanitarne uśpienie. Nie, ostatni zastrzyk też kosztuje. Woleli ją cisnąć w kąt i czekać, aż sama "zdechnie". W końcu, to tylko pies. I to jaki marny, skoro zarobić na nim nie można, to po co ma żyć. My walkę podjęliśmy - zarówno ze śmiercią, jak i z tymi "biznesmenami". Ważąca niecały kilogram Missi podzieliła ludzi na dwa obozy. Jeden żądał jej śmierci, bo nie warto tracić pieniędzy na psa, szczególnie takiego, który odbiega od wzorca. My nie widziałyśmy sensu, żeby ci ludzie marnowali powietrze. O Missi walczyłyśmy. Walczyła o nią Fundacja, lekarze, specjaliści. Farmakologia i spora dawka miłości zdziały. Wiedziałyśmy jednak, że Missiunia będzie miniaturką, która będzie należała do chudzinek. Dobicie do 15kg (szczęścia i miłości zamkniętej w ciele wielkości 4 miesięcznego boksera) to był cud. To było maksimum. Walczyłyśmy o każdy gram, bezskutecznie, bo przy tym trzeba było stawić czoła problemom gastrycznym, alergii i trudnościami z nieprzyswajaniem. No i stało się niemożliwe. Missi waży 17 kilogramów! Jak?

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

"EKSPOZYCJA" - krew, pot, sperma i łzy na krzyżu. I tom z komisarzem - W. Forstem. Remigiusz Mróz, moimi oczami.



Żyjemy w czasach kultywacji krzyża i obowiązkowych wycieczek do kościoła, podczas których panowie w sukienkach zbierają pieniądze, a gorliwi wierni z nadzieją wypatrują kogoś, kto ma gorzej niż oni. W odpowiedzi na daną sytuację życiową padają słowa "dzięki Bogu", ewentualnie "widocznie Bóg tak chciał". Obraz umęczonego na krzyżu człowieka nikogo nie dziwi. Jest całkiem znajomy od najmłodszych lat życia. Widmo ukrzyżowania jawi się jednak w przeszłości, i to dość odległej. A co, jeśli ta historia z butami wejdzie w nasze niby ucywilizowane życie? W "Ekspozycji" sprawa ma się tak - na tle malowniczego krajobrazu stworzonego przez naturę, wisi na krzyżu nagi człowiek. Jego pozbawione życia ciało dodało pazura turystycznej atrakcji, jaką jest krzyż na szczycie Giewontu. Powód tortur (bo nie było to jedynie ulokowanie trupa na kawałku metalu) jest nieznany, podobnie zresztą jak sprawca i okoliczności śmierci. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to ponoć chodzi o pieniądze, ale tu one są. Moneta stała się swoistym autografem, a może śladem? Biorąc pod uwagę żarty o policji, w stylu "kopnął głowę, bo nie wiedział jak się pisze krawężnik" możemy zapomnieć o rozwikłaniu zagadki, ale ten, któremu w zdolnej głowie zrodziła się ta historia (Remigiusz Mróz) zesłał nam wścibskiego komisarza, który główkować potrafi. Komisarz Wiktor Forst staje więc do walki z niewiadomymi. A w zasadzie próbuje, bo ktoś postanawia mu w tym przeszkodzić i usunąć niewygodnego.

czwartek, 17 marca 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - CZ.3. - GENIALNE EFEKTY PO BLISKO 2 MIESIĄCACH.


Niedawno minęły dokładnie 4 lata od czasu, jak dowiedziałyśmy się o Missi. Pierwsze jej zdjęcie przypominało walczącego o życie wcześniaczka, którego można objąć jedną dłonią. Miała wtedy 8 tygodni, ważyła niecały kilogram. Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Na widok jej wychudzonego ciałka kontrastującego z dużym, zarobaczonym brzuszkiem i ogromnymi, smutnymi, wyłupiastymi oczkami, napływały łzy, a w kieszeni otwierał się nóż. Była "odpadem z żywej produkcji" dla tych, którzy ją na świat powołali. Dla nas stała się oczkiem w głowie. Wiele osób pamięta walkę o Jej życie i kojarzy mikroskopijne ciałko pod pompą infuzyjną. Wiele osób kibicowało nam przez te 4 lata batalii o zdrowie, o kilogram, bo już nie o szczęście - to już miała. Dziś możemy z dumą i radością ogłosić, że nasza pokiereszowana przez życie (i człowieka!) Królewna nabrała ciałka i już nie męczy się po jedzeniu. Po prawie II miesiącach kuracji możemy się pochwalić efektami, które widać już na zdjęciach. Najlepsze jest to, że zastosowałyśmy leczenie... przez żywienie. Przez te 4 lata próbowałyśmy to robić balansując pomiędzy karmami z najwyższej półki. Żadna karma jednak nie przyniosła takich efektów jak ta.

środa, 16 marca 2016

Poważne problemy gastryczne psów cz 3 - piorunujące efekty po blisko 2 miesiącach kuracji.


Żyjemy w czasach kultywacji sylwetki idealnej, choć w przypadku ludzi ten wzór piękna jest dość kontrowersyjny i zwykle nie idzie w parze ani ze zdrowiem, ani z pozytywnymi względami estetycznymi. Wychudzenie uderza w nas na wybiegach, bilbordach i okładkach i szepcze, że rozmiar "s" to maximum. Równolegle w nasze oczy rzuca obraz kobiet puszystych, o których mówi się "apetyczny ideał zdrowia". Nie zawsze mamy wpływ na naszą sylwetkę, ale zawsze musimy dbać o to, by czuć się dobrze w ciele i oddalać choroby. W przypadku psów sprawa określenia "wzorcowej" sylwetki jest o wiele prostsza, ale doprowadzenie do niej to równie ciężki kaliber jak w przypadku ludzi. Jeśli oprócz zbyt chudego ciałka mamy do czynienia z chorobowymi objawami gastrycznymi, które i psu i człowiekowi utrudniają życie, to pojawia się problem. Spory problem. Właśnie przed takim wyzwaniem - walki o każdy kilogram i eliminacji wymiotów stanęłyśmy z naszą starszą bokserką. Po blisko 2 miesiącach kuracji możemy z dumą powiedzieć: WYGRAŁYŚMY! My i Saba rzecz jasna.

poniedziałek, 7 marca 2016

PIEROGI Z BANANAMI I KREMEM CZEKOLADOWO-ORZECHOWYM (NUTELLĄ) czyli... radość na talerzu.


Kto powiedział, że pierogi nie mogą być deserem? Nikt! A nawet, jeśli taki śmiałek się znalazł, to słuchać go nie należy, bo zwyczajnie nie wie co czyni, składając tak fałszywe zeznania. Małysz, który należy raczej do "szczypiorków" jadał ponoć bułkę z bananem i na nadwagę nie narzekał, więc tą formę deseru można podciągnąć pod dietetyczną - wszak jest w nim potasowy owoc oraz sałatka z kakaowca i orzechów - potocznie znana jako nutella. Fakt - ta dieta do najzdrowszych nie należy, ani do zbytnio odchudzonych, ale, jeśli miałybyśmy podać jadłospis, do diety uszczęśliwiającej, to pierogi z bananami i kremem czekoladowo-orzechowym byłyby daniem głównym. Coś pysznego i mało skomplikowanego, więc...

poniedziałek, 29 lutego 2016

EKSPRESOWE KOKOSOWE JEŻYKI BEZ GRAMA MĄKI.


Teoretycznie sięgając po "słodkie" grzeszymy (i o Boga mi tu wcale nie chodzi). Bezglutenowi weterani (i inni "nietolerancyjni") grzeszą podwójnie, więc i cierpią katusze dwa razy mocniej. "Owoce zakazane" kuszą na sklepowych półkach. Cholernie głośno przemawiają ciastka, jeżyki... One wręcz krzyczą, że warto jest się dla nich nawet z bólu zwijać, ale kłamią cholery. Nie warto, bo... przecież jeżyki można zrobić bez glutenu, za to... z kokosem. Szybko, sprawnie i po swojemu. Bez mąki. Bez problemu. Bez bólu. Moje wydanie naszpikowane jest bakaliami i oblane białą czekoladą.

poniedziałek, 22 lutego 2016

"W KRAINIE WODOSPADÓW" podążając śladami walecznych kobiet, kierujących się sercem. S. Caspari.



A gdyby tak porzucić na chwilę szary, smutny, zimny krajobraz zza okna, wcale nie ruszając się z domu? Gdyby tak zwiedzić kawałek świata, wsłuchać się w szeptane historie i podglądnąć parę osób, pociągając łyk yerba mate? Gdyby tak dotknąć stopą dżungli, dłoń zanurzyć w owianej opowieścią wodzie przy wodospadzie? Gdyby tak tango odtańczyć? Argentyna czeka. Pięknem krajobrazu zaprasza wprost do... książki, a w niej ze światem walczą kobiety. Podążają w stronę marzeń ocierając się, jak w tańcu, o romans, o chorobę, o śmierć, o niezrozumienie. One - silne, mądre marzycielki w różnym wieku, z różnych domów, z różnych rodzin, mają czelność sprzeciwić się światu i na pięknym tle doganiać pragnienia. "W krainie wodospadów" - tętni życie weryfikując plany. Tam Sofia Caspari pokazuje, że "Ratując jednego człowieka, ratujesz cały świat".

poniedziałek, 15 lutego 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE - PO MIESIĄCU STOSOWANIA KARMY.


Jakiś czas temu ze smutkiem liczyłyśmy żebra naszej młodszej bokserki. Jakiś czas temu z totalną bezsilnością obserwowałyśmy jak delikatny psi żarłoczek cierpi po jedzeniu. Weterynarze rozkładali ręce i zalecali zmianę karmy. Lawirowałyśmy po najwyższych półkach w poszukiwaniu odpowiedniego pożywienia. Ponosiłyśmy klęskę, ale nie poddawałyśmy się i walczyłyśmy o to, by Missi mogła po jedzeniu wciąż radośnie merdać. Obecnie jesteśmy po miesiącu stosowania rewelacyjnej karmy, która okazała się być lekiem na całe zło. Żeberka się schowały, łepek przestał się kołysać. Missi nie wymiotuje i może cieszyć się życiem. Poprawę widać nawet na zdjęciach.

Poważne problemy gastryczne cz. 2. Bokser też człowiek, jeść musi - miesiąc na zaleconej karmie.




Meldunek z placu boju, o psi żołądek. Doniesienia po czterech tygodniach stosowania zaleconej karmy. Obiekt obserwowania: bokserka, lat sześć. Delikatna, alergiczna, nietolerująca większości karm.
Czas obserwacji: miesiąc.
Charakter wytoczonych dział: karma VET LIFE INTESTINAL
Powód wprowadzenia: pokrótce - wymioty, biegunki, nieprzyswajanie karmy, zbyt mały procent tkanki tłuszczowej. Ogółem, "rzadki problem", który często występuje u psów przerasowionych. Więcej o problemach: tutaj - chyba warto poczytać.
Powód meldunku: chęć niesienia pomocy psim układom pokarmowym.

wtorek, 9 lutego 2016

Anna Sakowicz - "Szepty dzieciństwa" - a co powie Twoja młodość, jeśli alkoholowy ma oddech?


Historia powstaje szybko. "Wczoraj" należy już do przeszłości. Idziemy do przodu z bagażem wspomnień. Nie my pamiętamy nasze pierwsze słowo, ale to nie znaczy, że z dzieciństwa nie dźwigamy niczego. Ciężary różny mają kaliber, kształt i postać. Raz, młodość wręcza nam skrzydła, pozwala szybować nad niebem. Siły dodaje, wiary i nadziei. Innym razem wydarzenia sprzed lat, u nogi przypinają nam kulę. Czasem butelki ciągniemy, zostawiając za sobą swąd alkoholu. Bywa różnie i wiedzieć nie możesz, w ilu domach właśnie teraz ktoś dzieciństwo wódą oblewa. Nie wiesz czym takie życie zaprocentować może. Może i wiesz, w końcu to ja, nie wiem nic o Tobie, ale... zapukała dziś i do mnie taka rodzina. Wzięłam szklankę, nie po wódce. Moja była sucha. Przyłożyłam ją, by lepiej usłyszeć. Przyłożyłam nie do ściany, a do książki, bo to z niej dochodzą "SZEPTY DZIECIŃSTWA" stłumione dźwiękiem bitej butelki. Nasłuchuję i powiem Ci, że ciarki czuję na ciele. Dom, w którym miłość walczyła z alkoholem pokazała mi niesamowita kobieta. Moja imienniczka. Anna Sakowicz. Chcesz, żebym podała Ci szklankę? Polać Ci, czy wolisz posłuchać ze mną co szepcze dzieciństwo?

czwartek, 4 lutego 2016

PIECZONE OPONKI SEROWE - odchudzona "oponka" Ci się upiecze.


Istnieje prawdopodobieństwo, że moja miłość do tego kształtu leży w zamiłowaniu do pierścionków. Nie jest to potwierdzone, ale na widok oponek czuję się jak Golum, któremu zaświeciły się oczy, a usta wydobyły okrzyk "mój skarbie"... Istnieje również możliwość, że zbyt częste sięganie po tego typu słodkości oddali wizję "ringa" na palec (bo oponka zostanie w okolicach brzucha, co spoliczkuje estetykę na tyle, że mój wzrokowiec przestanie mówić romantycznym tonem). Być może dlatego, a może z potrzeby kombinowania i eksperymentowania powstały odchudzone oponki. Odchudzone, bo zamiast wrzucone na głęboki tłuszcz, to wstawione do piekarnika. Nie jestem pewna, czy z tymi smażonymi oponkami nie łączy ich czasem jedynie kształt, ale wiem, że wyszły bardzo dobre. Nietypowe. Jakby połączenie ciasta kruchego, ptysiowego i precelka? Cholera, chyba nie da się ich do niczego porównać i trzeba przyznać jest - to oryginalna, pyszna propozycja na tłusty czwartek.

wtorek, 2 lutego 2016

LECZENIE POPRZEZ ŻYWIENIE czyli... co robić, gdy jedzenie jest dla psa katorgą.


Lubimy jeść. Mamy nasze ulubione smaki i potrawy i w większości przypadków, jedzenie sprawia nam przyjemność. Jemy nie tylko żeby przeżyć. Czasem wydaje się, że żyjemy, żeby jeść, a nie odwrotnie. Nasi czworonożni podopieczni jedzą instynktownie, ale obserwując boksery, które są strasznymi łasuchami, wiemy, że jedzenie sprawia im przyjemność i daje komfort. Wiecznie błagające, maślane oczy tak proszą, że często jedzą więcej niż muszą, niż powinny. Oblizują się później z miną, która daje do zrozumienia, że psiak się delektował (nawet, jeśli pochłonął smakołyk w mgnieniu oka). Takim wiecznie "głodnym bokserem jest Missi, która jest wśród nas dzięki ogromnemu uporowi i prawdziwej walki. Toczyliśmy wojnę o jej życie.
Historia Missi jest wzruszająca i wyciskająca łzy. Pokrótce przybliżamy ją tutaj (kliknij), ale dziś nie o tym mowa. Dziś opowiemy o zwalczaniu powikłań braku odpowiedzialności (pseudohodowle) od strony gastrycznej. Karmienie jej naszą miłością przychodzi naturalnie i niezwykle jej służy, ale „nie samą miłością żyje…” pies.

PIECZONE PĄCZKI - mniej kalorii na tłusty czwartek. Wersja tradycyjna i bezglutenowa. Przepis nr II - z drożdży świeżych



Patrzę na luty. Najkrótszy miesiąc w roku, a owocuje w same przyjemności. Mamy słodkie walentynki, chwilę wcześniej dzień pizzy, który dla mnie jest szczególnie miły, bo zostaję obdarowywana prezentami i dmucham świeczki. Patrzę dalej i widzę tłustym drukiem oznaczoną datę: 4 luty 2016. Wręcz mi z tego dnia kapie lukier i czekolada, co i na ślinotok się przekłada. Nie chcę jednak, żeby kapał mi tłuszcz, bo choć pączek jest znakiem szczególnym tego najsmaczniejszego czwartku, to... lepiej po tym dniu w tego pączusia się nie przeistaczać. Niby mi do tego daleko, ale i inni są w domu. Powstały więc pączki pieczone. Wersja odchudzona, zdrowsza, a równie pyszna. A, że dom nasz składa się z tych co gluten tolerują i tych, co po nim cierpią - z piekarnika wyszły dwie odmiany: tradycyjna, a druga: gluten free.

poniedziałek, 1 lutego 2016

PĄCZKI PIECZONE - odchudzony, zdrowszy tłusty czwartek w wersji tradycyjnej i bezglutenowej. Przepis nr I z drożdży suchych

Jeden dzień w roku, a parę kilo do przodu, ale jak tu sobie odmówić, kiedy pół świata bestialsko wgryza się w pączka na naszych oczach i z premedytacją okazuje swoje zadowolenie? Dieta idzie w odstawkę. Mówimy jej smutne "papa" i witamy się z marmoladowym wnętrzem polukrowanego lub oblanego czekoladą pączka. Jest sposób na to, by wskazówka na wadze nie wysyłała nas na kardiologię, ani do wariatkowa. Nie trzeba się martwić o to, że ciałka przybędzie (choć patrząc w lustro poznaję kogoś, kto chciałby go trochę przygarnąć). Pączki pieczone! Niezbyt skomplikowane, nieociekające tłuszczem, mocno nadziane i wg mnie lepsze od tradycyjnych (ale, to już kwestia smaku). Można je wykonać w wersji tradycyjnej i bezglutenowej. Plusem jest to, że wchodząc do domu delektujemy się aromatem, a nie dostajemy "w łeb" od zapachu smażonego. Nie ma wątpliwości, że to zdrowsza wersja. Jeśli więc chcesz poznać szybki sposób na szczęście - zapraszamy:



"ZNISZCZYĆ, ZEPSUĆ, ZDEMOLOWAĆ" czyli jak radzić sobie z psem, który kocha anarchię.


W genotypie każdego ssaka zapisane jest zwracanie na siebie uwagi. Na mój połowicznie wygolony łeb i mocny makijaż spuśćmy zasłonę milczenia ;). Cóż, próby skoncentrowania na sobie wzroku czasem i u nas - ludzi mają opłakane skutki. Kobiety pozują często na... panie lekkich obyczajów, mężczyźni - zdarza się, że robią z siebie idiotów, młodzież - zamienia się w pozerów. Popełniamy błędy, których później żałujemy. Dlaczego więc miałoby być inaczej u psów? Nasze czworonogi również mają różne metody na to, żeby nas oderwać od komputera, telewizora, telefonu. Wiedzą co zrobić, żebyśmy się nimi zainteresowali (nawet jeśli wyrażamy to poprzez bieg w stronę sprawcy zamieszania i okrzyk w stylu "Missi, zejdź ze stołu!" albo "Saba, zostaw to!" czy "Feral, wypluj tą firankę". Mina zawstydzonego, ale dumnego z siebie zwierza pozwala przypuszczać, że on doskonale rozumie ludzkie słowa i to co zrobił, robił z premedytacją. Bywa i tak, że jego niszczycielskie zapędy to reakcja na stres, traumę, strach. Bywa, że niszczy gdy wychodzimy bo zwyczajnie boi się, że nie wrócimy i nasze 5 minut poza domem odbiera jako porzucenie. Dlaczego tak jest i jak sobie z tym radzić?

czwartek, 28 stycznia 2016

NIE BĘDZIE MI KOT PO STOLE CHODZIĆ! DEVON MOŻE... nawet w domu z bokserami - czyli jak wprowadzić kota do stada psów.

Typowo psi dom, w którym boksery rządzą od lat poczuł jakiś czas temu wewnętrzną potrzebę wsłuchiwania się w odgłos mruczenia. Teoretycznie mając psy ze spłaszczoną mordką i psychiką wiecznego szczeniaka-kosmity, miałyśmy to zagwarantowane, jednak brakowało czegoś więcej. Jakiejś cząstki układanki. Oczywiście, oburzałyśmy się widząc gdzieś kota łażącego po stole/blacie/szafie i cholera wie czym jeszcze i kwitowałyśmy to słowami "w życiu bym nie pozwoliła...". Poniekąd wynikało to z wewnętrznego buntu, gdyż zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że psie królowe nie tolerują niczego co kocie. Nienawiść na widok domowej pantery kipiała i w postaci piany lała się z mordy, która chwaliła się uzębieniem. A marzenia cichutko rosły i rosły. Zdjęcia upragnionego łysola wyskakiwały zewsząd. Ba, one nas nachodziły, dosłownie. Kiedy kolejny sfinks (bo wtedy na takiego kociaka polowałyśmy) uciekł nam sprzed nosa ocierałyśmy łzy i tłumaczyłyśmy sobie, że widocznie tak być musi. Dzwoniący domofon niosący dobrą nowinę jednak nie pozwolił odpuszczać. Całkiem niedaleko był ktoś, kto pragnął naszej miłości chyba tak mocno, jak my jego. Jeśli przeznaczenie istnieje, to tym razem wzięło nas w ramiona. W domu w którym rządzą antykocie psy zjawił się Devon Rex i... przejął królestwo. A teraz po kolei... 


środa, 27 stycznia 2016

OPONKI SEROWE - okrągłe szczęście w wersji tradycyjnej i bezglutenowej.

Szczęśliwi czasu nie liczą, ale czy liczą kalorie? Pewnie nie, skoro są radośni, to nie muszą sobie niczego odmawiać. Reakcji "nie, dziękuję" na widok czekolady zrozumieć nie potrafię, odwrócenie się od sernika w głowie mi się nie mieści, ale powiedzenie "nie" dla oponek serowych równe jest dla mnie przejawowi masochizmu. Te nietypowe odmiany tłustej słodyczy z rodziny pączkowatych to kwintesencja szczęścia rozpływająca się w ustach. Znikają w okamgnieniu i pozostawiają w głowie nie tylko smaczne wspomnienie, ale i potrzebę robienia/jedzenia większej ilości.
Karnawale, tłusty czwartku - nadchodzimy! A zakupy robimy przez internet, żeby nie tracić czasu na kolejki. O! Tak się wycwaniłyśmy tym razem :) 



"PO PROSTU BĄDŹ" - pisemne lekarstwo na wszystko od szefowej emocji - Magdaleny Witkiewicz.

Ambicje... dobrze jest je mieć i tworzyć z nimi zdrowy związek. Chwila, moment i mogą nami zawładnąć, sparaliżować nasze życie, stać się toksyczną zarazą. Chwila, moment i wszystko możemy stracić, po czym będziemy chcieli utopić się we własnych łzach wylewanych po tym, jak biegliśmy gdzieś nie wiadomo za czym. Czasem możemy leciutko dotykać chmur i sięgać gwiazd do których dobrnęliśmy ciężką pracą pełną wyrzeczeń. Czasem możemy z tego prywatnego nieba spaść bardzo nisko, obijając się o gałęzie strachu z hukiem opadając na samo dno. Czasem, możemy się odbić i pofrunąć jeszcze wyżej. Zobaczyć więcej. Czasem, możemy zatracić się w swoim bólu i nie zauważyć tego, co nie tylko wyleczy nasze rany, ale i da nam szansę na coś pięknego. Czasem... czasem wystarczy tylko być. Tak po prostu. A to wszystko w imię czego? W imię miłości, przyjaźni, szczęścia i spełnienia. W imię życia. Gdyby ktoś zapytał mnie gdzie można to wszystko znaleźć, skąd czerpać siłę, wiedzę i moc, oraz gdzie szukać najprawdziwszych uczuć powiedziałabym - "w książce Pani Magdaleny Witkiewicz - "Po prostu bądź". Tam jest samo życie...". Dlaczego?


poniedziałek, 25 stycznia 2016

"KASACJA" - Remigiusz Mróz. Pisemne prawo do skasowania dotychczasowych poglądów. Bestseller.

Nie wiem czy to zboczenie, głupota czy genetycznie uwarunkowane zniecierpliwienie, ale w życiu zwykle zaczynam wszystko od końca. Deser i wszystko co jest synonimem słodkości jem na początku, gazetę czytam od ostatniej strony, a sprawę Chyłki i Zordona poznawałam od II tomu ('Zaginięcie'). Dziwne, że związku nie zaczęłam od rozwodu. "Ostatni będą pierwszymi" u mnie się sprawdza. Zwykle, idąc moją osobistą chronologią im bliżej mety tym mniejsze "wow". Co za tym idzie - to, czym ludzie (normalni) delektują się na początku mi smakuje mniej. To, co czytają w pierwszej kolejności ciekawi ich bardziej. Odstępstw od mojej reguły jest mało. Bardzo trudno jest utrzymać moje zaciekawienie i  oraz zwalczyć mimowolne ziewanie i przewracanie oczami. Na szczęście dla mnie, w świecie polskiej literatury jest Mistrz, któremu się to udało. - Panie Mróz, Pan mnie "Kasacją" skasował. Dostałam blisko 500 stron będących kwintesencją zaskakującej akcji, esencją emocji i synonimem dzieła, które co parę stron mnie zatrzymywało tylko po to, żebym z niedowierzaniem przeczytała dane zdanie jeszcze raz i z uczuciem przyjemnych dreszczy szybciej i mocniej zagłębiła się w lekturze. Skoro I tom (który w moje ręce wpadł jako drugi) wywarł na mnie takie wrażenie, że co chwila miałam ochotę pisać autorowi maila z gratulacjami, to oznacza, że jest to dzieło warte przeczytania. W zasadzie, doszłam do wniosku, że jest to pozycja obowiązkowa do ponownego pochłonięcie i gdyby nie fakt, że trafiła Ona w ręce mojego matczynego banku genów (z moją głośną deklaracją - "na tą książkę się uważa podwójnie. Nie plamić, nie zaginać, nie odwracać grzbietem do góry"), to czytałabym od nowa. Dlaczego?



Poważne problemy gastryczne psów i karma VET LIFE GASTRO INTESTINAL DOG.

Nietolerancja pokarmowa, zaburzenia gastryczne objawiające się burczeniem i przelewaniem w brzuchu, ulewaniem, odbijaniem, wzdęciami, wymiotami, a nawet chlustającymi wymiotami wiele godzin po przyjęciu posiłku, nieprzyjemny, kwaśny lub gnilny zapach z jamy ustnej, utrata wagi lub brak przybierania na wadze, biegunki lub obstrukcje, często naprzemiennie, bolesny brzuch. Z takimi problemami często spotykamy się u psów. Oczywiście, że my - ludzie też doskonale znamy to z autopsji. Różnica dzieląca nas i naszych czworonożnych przyjaciół jest jedna! My możemy sami reagować, oznajmiać światu nasze dolegliwości i analizować dlaczego mamy taki problem. My możemy iść do lekarza, zrobić serię badań, wybrać leki i działać, a nasz pies? Zwierzę się męczy i liczy na nasz trzeźwy umysł. Jak możemy mu pomóc? Wyłapywać objawy uwzględniając związek przyczynowo-skutkowy, wybrać się do lecznicy i dobrze karmić. Dlatego wychodzimy na przeciw z informacjami o kamie VET LIFE GASTRO INTESTINAL DOG.