piątek, 6 listopada 2020

ŻYCIE ZA ŻYCIE - ALEX DAHL

Czy możliwe jest przedłużenie życia, które właściwie się skończyło? Kogo ratujemy decydując się na przekazanie narządów po śmierci najbliższej osoby? Jak pojemna i niezwykła może być pamięć komórkowa? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Pewne jest jednak, że gdy dyktują ją skrajne emocje musi dojść do tragedii. 

To nic odkrywczego, że miłość łączy się z ogromnym cierpieniem, niezrozumieniem i żalem, a największą siłą napędową bólu są wyniszczająca choroba i nagła, tragiczna śmierć. Szczególnie dotyka cierpienie niewinnego dziecka. Serce rodzica pęka i próbuje walczyć, ale co może oznaczać ta walka?

Los potrafi zadrwić.
Zestawienie dwóch zupełnie różnych matek, historii ich życia i rodzicielstwa wydaje się być tego najlepszym potwierdzeniem.

Iselin została matką zbyt wcześnie. Zupełnie nie była gotowa na ciążę i dziecko. Przez dziewięć miesięcy towarzyszyło jej poczucie, że dotychczasowe życie się skończyło. Przegrała, nie osiągnęła nic, nie spełniła marzeń. Nie czuła radości, ekscytacji, a bardziej ciężar i niechęć. Wszystko zmieniło się po porodzie, gdy okazało się, że maleńka, totalnie zależna od niej istota jest ciężko chora. Walka o jej przetrwanie została sprowadzona do czekania na śmierć. Śmierć Kai, lub kogoś, kto odda jej zdrowe, sprawne serce.

Alison, dojrzała, spełniona kobieta sukcesu nie znała takich emocji. Przez ponad czterdzieści lat jej życie nie było dziełem przypadku i efektem ubocznym podjętych złych decyzji. Ciąża była upragniona, a dziecko wyczekiwane i "chciane" od samego początku. Dlaczego więc jej kilkuletnia córka umarła? Czy odeszła na zawsze, skoro jej serce trafiło do ciała innego dziecka? 


Nauka zna różne przypadki, które niezwykle ciężko racjonalnie wytłumaczyć. Zdarzyło się, iż osoba po przeszczepie popełniła identyczne samobójstwo, jak dawca jego narządu. Po transplantacji nieraz zaobserwowano zmiany osobowości i zachowania, których raczej nie można zrzucić na karb emocji związanych z "dostaniem nowego życia". Można więc przypuszczać, że warunkujące nas wspomnienia zapisują się w każdej komórce naszego ciała. W każdym narządzie. Dla osoby pogrążonej w żałobie i depresji brzmi to jak szansa, i trudno jest ją za to winić.

Życie za życie właśnie o tym opowiada. To powieść przepełniona bólem, żalem i nieustanną walką o bicie serca dziecka. Początkowo emocjonalny ładunek jest zbyt ciężki i przytłaczający - wręcz toksyczny, by wejść w tę historię z zaciekawieniem. Mimo to warto przebrnąć przez niesamowicie ciągnący się wstęp, który nijak nie obiecuje tego, co niespodziewanie następuje po nim. Muszę przyznać, że przez wiele stron towarzyszyło mi poczucie czytania na siłę - jakby za karę. W pewnym momencie nastąpił jednak zwrot, który wywołał ogromne zaciekawienie. Nie wydaje mi się jednak, by chodziło o parujące z książki emocje, a bardziej o przemyślenia dotyczące tego, ile z nas zakodowane jest w naszym ciele. Fakt, iż nauka potwierdza "budzenie się" (zachowań, zainteresowań, zwyczajów) dawcy w ciele biorcy powoduje, iż historia robi się jeszcze ciekawsza. Z pewnością nie nazwałabym tej książki "wbijającą w fotel", ale raczej jedną z tych, które na długo pozostawiają w głowie trudne pytania. Nie jest to pełnokrwisty kryminał, a raczej coś na wzór thrillera psychologicznego, który zaprasza do skrzywdzonego perspektywą straty dziecka umysłu matki. A to, co roi się w głowie jest najbardziej mroczne i tajemnicze.


STRON: 408

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz