czwartek, 24 września 2020

OSIEDLE RZNIW - REMIGIUSZ MRÓZ


"Multum subkultur, to świat nas zmusza do buntu. Co chcesz od chłopaków, którzy ciągle siedzą na murku? Jeśli nie zmieniasz nam gruntu, nie podasz nam ręki... Kręci tym anielski pył i martwi prezydenci. To z waszych rezydencji świat do tego nas popycha. Tworzycie nasze wizerunki, lecz nasz problem was nie dotyka...". Muzyka klasyczna Pezeta osiągnęła w tym roku pełnoletność, i w zasadzie można powiedzieć, że przez te lata niewiele się zmieniło. Tegoroczne Osiedle RZNiW Remigiusza Mroza to tego najlepsze potwierdzenie. 

Chłopak z bloków, w zbyt szerokich spodniach i za dużej bluzie z kapturem na głowie, słuchawki w uszach, przekrwione oczy, blant w dłoni, a łacina podwórkowa opanowana do perfekcji. Taki obraz, aż się prosi o stereotypowe patrzenie. Budzi niepokój, w niektórych może i pogardę. Nierzadko łączy się z biedą, łamaniem prawa i zarówno brakiem szacunku (choćby do policji), jak i wykształcenia. W zasadzie przyjąć można, że jest to znak dysfunkcji i patologii. Ale czy faktycznie zawsze tak jest? Czy każdy przedstawiciel hiphopowej kultury z założenia musi być zły i czemuś winny?

Deso jest ucieleśnieniem blokowiska. Młody, wyszczekany, wiecznie "ukopcony" bądź pijany chłopak, którego ambicje i plany nijak nie idą w parze z edukacją. Brak mu perspektyw na "dobrą pracę", czy "zdrową relację". Potrzebuje pieniędzy, i jako, że ze swoich tekstów nie wyżyje i nie pomoże babci, jest "gońcem", który sprzedaje towar dzieciakom. To wystarczy, by stał się idealnym materiałem na podejrzanego w sprawie o zaginięcie. Tym bardziej, że poszukiwana dziewczyna "z dobrego domu" właśnie z nim skontaktowała się na moment przed zniknięciem. 

Brzmi jak przepis na typową, oklepaną historię, o cudownym, wartościowym człowieku, ukrytym pod tatuażami i zbyt dużymi bluzami, a jednak od samego początku książki chłopak przyznaje, że kogoś zabił. Ponadto, jest pewien, że za to nie odpowie. Jego historia, jak na dobry kawałek przystało, niesie w sobie przekaz.


O czym mówi? O realiach - walce o przetrwanie, pieniądze i miłość. O szukaniu ukojenia w używkach, szacunku na ulicy, spokoju duszy. Faktycznie jest to obraz KAŻDEGO blokowiska, choć przedstawiony w przejaskrawiony w sposób. Momentami miałam wrażenie, że bohaterowie mają po piętnaście lat i bawią się w detektywów, zaliczając tym samym niejeden bad trip. Może ta książka powinna powstać parę lat temu, gdy Mróz sam był bardziej "na świeżo" z hiphopowym światem. W zeszłym roku z ust Sokoła - jednego z niekwestionowanych króli polskiego rapu padło zdanie idealnie podsumowujące Autora - "Jeszcze nie zgred, już nie małolat", i właśnie to mocno rzuca się w oczy w książce.

Przypuszczałam, że z uwagi na mocno osiedlowy klimat i odniesienia do rapowych kawałków będzie to moja ulubiona książka Mroza. Zdecydowanie tak nie jest, choć trzeba przyznać, że można ją określić, jako ciekawą walkę ze stereotypami i ukazanie, że czasem pozory mogą mylić. To swoisty, literacki apel, by nie oceniać ludzi powierzchownie, bo ich zachowanie jest zwykle uwarunkowane czymś dużym, z czym ciężko sobie poradzić. Bieda łączy się nie tylko z niedoścignionymi marzeniami, ale i przede wszystkim ze strachem o przyszłość, bliskich i zdrowie. Osiedle RZNiW idealnie to przedstawia. 

"Nie mamy jeszcze nic, a chcemy szczęściem tego świata wreszcie żyć. My, ukryty w mieście krzyk." - Pezet


STRON: 400

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz