środa, 23 września 2020

DZIECKO Z AUSCHWITZ - LILY GRAHAM


Teoretycznie już samo słowo "Auschwitz" gwarantuje ogromne emocje i przemyślenia. Poruszenie w książce tematu obozów koncentracyjnych powinno więc każdorazowo wiązać się z tym, że lektura pozostawia po sobie jakiś ból, smutek, żal i niezrozumienie. "Użycie" w tytule dziecka, czyli niewinnej i czystej istoty jeszcze bardziej zwiększa kaliber. Dlaczego więc ta powieść wywołała we mnie jedynie niesmak?

Informacja, iż książka inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami zadziałała jak haczyk. Opieranie się na realnych historiach, powinno potęgować fabularny ciężar, a jednak w tym wypadku wykorzystanie tego, co było, zadziałało zgubnie. Fantazja Autorki wykroczyła daleko poza fakty. Połączenie przeżyć różnych ludzi, pozmienianie ich i dodanie czegoś od siebie stworzyło dziwne dzieło, w którym brak logiki i realizmu. Czytając miałam wrażenie, że w ręce wpadł mi zlepek poznanych wcześniej opowieści, i nie byłoby w tym nic złego, gdyby było to zrobione umiejętnie i mądrze. Tymczasem Lily Graham wolała pożonglować faktami i zaserwować czytelnikom przedstawienie, które nie ma racji bytu. Opisane sytuacje odebrać można jako żart z odbiorcy. A skoro ten brak spójności dotyka mnie, to jak mocno odebrałby to człowiek, który przeszedł przez to prawdziwe piekło? 


Powinnam móc stwierdzić, że choć w małym stopniu zostałam poruszona, bo w zasadzie to, co najważniejsze w książkach o obozowej tematyce zostało wykorzystane. Opowieść traktuje o osobistej, wewnętrznej wojnie - walce o nadzieję, miłość i normalność. Uczucia przegrywają ze znieczulicą, organizm wystawiony jest na próbę niedożywienia, choroby i... ciąży, a środkiem transportu do tej wylęgarni cierpienia jest bydlęcy wagon. Pojawia się motyw tęsknoty, rozdzielenia i próby odnalezienia bliskich (a może i siebie) za wszelką cenę. Występuje solidarność, przyjaźń i siła obietnicy. Jednak odhaczenie punktów "obowiązkowych" to za mało. Wiele sytuacji wydaje się być niemożliwymi i ma to swoje potwierdzenie w posłowiu. Autorka przyznaje, że "nieco" pozmieniała bawiąc się faktami, a w moim odczuciu ta literacka fikcja spowodowała, że z poważnej tematyki powstała bajka z iście głupim zakończeniem. Na szczęście nie zawsze beletrystyka oznacza danie się ponieść fantazji. 

Szkoda. Po prostu szkoda.
Książka została "przedobrzona", a historia przerysowana. 


WYDAWNICTWO W.A.B.
STRON: 256 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz