Ona pisze. Jedną ręką szydełkując i głaszcząc kota, drugą wystukując wiadomość - "druga zmiana obecna? Myślisz, że powinnam ją zachorować?". I tak, od 22:00 do 3:00-4:00 nad ranem bezkarnie obdarza ludzi chorobą, zdradą czy jedną czereśnią w ogrodzie i mówi, że może bo "telewizję ogląda i gazety czyta", więc się zna. I w sumie ma rację. A potem mówi dobranoc i zasypia, gdyż w jej prywatnej książce za dwie, trzy godziny rozpoczyna się rozdział pod tytułem "wyprowadzanie dzieci". O nieludzkiej porze wyprowadza więc dwójkę z ich pokoi, domu, samochodu i odstawia pod szkołę, po czym odsypia wszystkie bohaterki, które w nocy, na jej rozkaz chodziły bez majtek. A potem otwiera oczy, i gdzieś pomiędzy wstawianiem prania a gotowaniem obiadu pyta: "a może oni by się już puknęli?". Pytam: "co?", bo Szkoły żon nie skończyłam, a ona tłumaczy, że jedynie picie wina miała na myśli. Szczerze mówiąc nie bardzo jej wierzę biorąc pod uwagę fakt, że ona, Magdalena Witkiewicz zawsze, od dziewięciu lat kończy... (z) happy endem.
Daje więc gwarancję szczęśliwego zakończenia, które ma symbolizować słońce wychodzące po największych (życiowych) burzach. W swojej Pracowni Dobrych Myśli wręcza czytelnikom nadzieję, zapisaną czarno na białym i podpartą książkowymi dowodami. Niemalże żywymi. Cierpiącymi, kochającymi i bojącymi się. Miewa syndrom autorskiego rozdwojenia jaźni, więc raz ociera się o komedię, a raz o melodramat. Każdorazowo jednak tworzy dzieło tak dobre, że uznano ją Królową Polskiej Literatury. I słusznie, bo inaczej byłyby kłopoty, a Magdalena kłopotów nie lubi. Podobno...
Jest Pisarką z krwi i kości. Właściwie z krwi, kości, białej kawy i czekolady. Pisarką w dwóch różnych butach, posiadającą nie tylko mocno pofałdowane mózgowie, ale i cudowne, ciepłe serce.
Jest przyjaciółką ludzi i od równo 9 lat daje im na to dowody. Pięknie oprawione, mądre i niesamowicie wzruszające.
Magdalena Witkiewicz na poważnie...
I na niepoważnie...
I w duecie...
I w wielokącie...
I dla dzieci...
I NAPISZE WIĘCEJ!
Magdaleno, z okazji Twoich DZIEWIĄTYCH urodzin, chciałabym publicznie wyznać Ci niemalże siostrzaną miłość, którą równiutko za rok oblejemy czymś... ku zdrowotności.
No ciekawie to się prezentuję, chętnie sprawdzę :)
OdpowiedzUsuńMusimy przyznać, że w książkach Magdaleny Witkiewicz "czarne zachody słońca" zawsze zamieniają się w te piękne i kończą z happy endem. Nie da się więc nie czytać i nie zauroczyć się w tych powieściach - szczególnie w taką jesień, jaką mamy za oknem. My już nie możemy doczekać się "Pudełka z marzeniami"! :)
OdpowiedzUsuń