O miłości od pierwszego wejrzenia z pewnością słyszał każdy.
Nie wszyscy jednak mieli możliwość doświadczyć jej w pełnym wymiarze. Nie
chodzi mi tu o motylki w brzuchu na widok pięknej rzeczy, a o prawdziwą miłość,
jaka jest równocześnie szczerą deklaracją, że to właśnie z tą istotą chcesz być,
do końca swoich lub jej dni. Nie zawsze dotyczy to partnera, czasem to uczucie
wymierzone jest do dziecka pozbawionego rodziny, a czasem… do psa. Do psa,
który nie ma nikogo. Do psa, który będzie Cię kochał tak, że nie zdołasz tego
ogarnąć. Do psa, którego ktoś skazał na śmierć, na męczarnię, na usychanie w
bólu i w samotności.
Przeżyłam to. Poznałam wiele twarzy miłości od pierwszego
wejrzenia. I za każdym razem odczucia były identyczne. Stan, którego nie da się
słowami opisać. Magia jakaś cholerna zawładniająca umysłem, wywołująca uśmiech
na twarzy, powodująca ścisk w gardle i w żołądku. Euforia i smutek na zmianę,
falowo, zalewająca wszystko, odbierająca rozum.
Dziś opowiedzieć chcę o jednej jej odmianie. Strzała Amora
dopadła mnie dokładnie 8 marca 2012 roku. W dzień kobiet dostałam
najpiękniejszy prezent od losu. Szczerze mówiąc zapowiadało się kompletnie
inaczej… dopiero po czasie „szczęście w nieszczęściu” przeważyło na szali. Tego dnia w Warszawie, a więc 350km ode mnie
nasza Fundacja (SOS Bokserom) przeprowadzała razem z Pogotowiem dla Zwierząt i
asystą policji interwencję. W wielkim skrócie – rozbijanie pseudohodowli gdzie
pies-matka to maszynka do zarabiania pieniędzy, a szczeniaki, to zwykły
produkt, na którym ma się zarobić jak najwięcej. O dokładnych zaniedbaniach w
tym bokserzym piekle pisać nie będę, bo pewnie wystarczy Wam fakt, że 3 małe,
zagłodzone, zapchlone, zarobaczone szczeniaki były w stanie agonalnym.
Najmniejsze szczenię, to w najgorszym stanie wciśnięte było między zakurzone
pluszaki. Tam, w samotności miało odejść. Skazano ją – Missi – na śmierć w
kurzu. Śmierć z głodu, śmierć z zaniedbania. To właśnie na widok jej zdjęcia
serce zabiło mi inaczej. Niby w takich chwilach, gdy pojawia się pies bez
rodziny zawsze czuję się podobnie, ale tym razem to było coś wielkiego.
Domownicy zgodnie, jednym głosem wskazali na zdjęcie Maleńkiej, która w chwili odebrania ważyła 1kg zamiast wzorcowych 7-8kg (miała wtedy 8 tygodni). Maleńkiej, która była na granicy życia i śmierci (33 stopnie C). Tak rozpoczęła
się droga Missi do domu. Droga do rodziny i do szczęścia.
Pierwsze zdjęcie Missi |
Ze względu na jej stan proces adopcyjny trwał bardzo długo.
Walka o jej życie, a później zdrówko i normalność musiała się odbywać w
zaufanej lecznicy w stolicy. Relacje z jej każdego dnia na świecie miałyśmy
dzień w dzień, w sumie… kilka(naście) razy dziennie.
Informacje nie płynęły optymistyczne: podejrzenie
karłowatości przysadkowej, za mała czaszka i nie mieszczące się oczka, agresja
lękowa, agresja przeniesiona, nieufność, strach, charakterek – pamiętam jak
padało „ona się nigdy nie nauczy załatwiać swoich potrzeb na zewnątrz, jest
złośliwą diabliczką”. :) NIC NAS NIE ZNIECHĘCAŁO. Cholernie to dziwne, ale się
nie bałyśmy ani odrobinkę. Wprowadzenie suni do suczki rezydentki (która z
poprzednią tymczasowiczką toczyła ostrą walkę – ale o tym innym razem) nie jest
proste. Nauczenie takiego psiaka czystości, manier i ogłady również. To nie
miało znaczenia. Nie było takich myśli. Była jedna: NIECH ONA JUŻ BĘDZIE W
DOMU, Z NAMI!
No i nadszedł dzień: 16 wrzesień 2012 – czyli równiutko 2
lata temu. O północy wsiadłyśmy w busa by pokonać 350km. Szczęśliwe,
rozanielone, ze łzami w oczach chrupałyśmy owsiane ciastka i nie mogłyśmy się
doczekać. Niecierpliwe telefony owocowały w informację takie jak „ona jest
wybredna jeśli o ludzi chodzi, raczej was nie przywita jak bokser. Mała jest
specyficzna”. Ale my tego nie słyszałyśmy. Kilometry się dłużyły i dłużyły i
dłużyły, aż… nastało pierwsze spotkanie. Wybiegła, zatańczyła, otarła się
niepewnie o nasze nogi, a już chwilkę później leżała wtulona w nasze ramiona.
Jako pierwsza dostałam buziaka. To nie był całus niepewny. To była radość i
miłość.
Od 2 lat mam w domu największe szczęście, chodzącą radość,
adoptowaną miłość. Nigdy w życiu, nawet przez sekundę nie żałowałam. Missi jest
istotką nie do opisania. Jest cudem. Każdego dnia, od tych 2 lat pokazuje nam
inną twarzyczkę. Owszem jest charakterna, ale za to kocham ją całym sercem.
Owszem, jest uparta, ma szalone pomysły, okiełznanie jej graniczy z cudem, ale
to sprawia, że jest taka wyjątkowa (no i to, że jest miniaturką – 2,5 roku i 15kg
zamiast książkowych 25). Wiecie co? Uwielbiam siniaki, zadrapania i rozcięcia
jakie są owocem jej radości gdy wracam do domu. Wystarczy moja 5 minutowa
nieobecność a po powrocie mam takie powitanie o jakim nawet nie śnicie.
Powitanie w duecie.
Adopcja jest najlepszą decyzją pod słońcem.
„Ratując jednego psa, nie zmienimy świata... ale cały świat
zmieni się dla tego jednego psa”
Jeśli i Wy chcecie poczuć TĄ magię – zapraszam do kontaktu.
A może i Wy macie za sobą adopcyjną decyzję? – Pochwalcie się
w komentarzu!
Ps. żeby być na bieżąco i dowiedzieć się więcej między innymi o Missi, nie zapomnijcie polubić nas na facebooku i dodać bloga do obserwowanych :)
A.
Kocham Was:)))
OdpowiedzUsuń<3
UsuńHistoria Missi mnie rozbiła na kawałki (płaczę do ekranu), bo nienawidzę jak ktoś nie szanuje zwierząt, a tym bardziej niewinnych, maleńkich szczeniaków. Całe szczęście, że trafiła na taką wspaniałą rodzinę, jak Wasza! :) Oby więcej takich domów i takiej bezgranicznej miłości!:)
OdpowiedzUsuńNiestety, po tym świecie chodzą "ludzie" dla których pies to przedmiot, zabawka, produkt... Walczymy z tym jak tylko możemy. A takich rodzin odnaleźliśmy już ponad 1500, więc mamy mooooc! :)))
Usuńmogę powiedzieć, że jestem szczęściarą.....mam adoptowane Setery i wiem co to miłość, wierność i wdzięczność adopciaka...dane mi było również adoptować starego, niechcianego Setera - takiego 10+, przez 49 miesięcy dostałam od Niego więcej niż przez całe swoje życie od ludzi [odszedł za TM]
OdpowiedzUsuńSetery pozdrawiają Boksery ;]
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTakie staruszki, z mordkami przyprószonymi "śniegiem", z mądrością w oczach mają w sobie chyba najwięcej tej wdzięczności. W tych przypadkach łapiemy dni, łapiemy chwile i wiemy, że pożegnanie nastąpić może lada dzień, ale... to będzie pożegnanie w miłości, w rodzinie, w bezpiecznym miejscu. Pozdrawiamy Setery! :)
UsuńJa mam takiego boksiowego chłopaka "adoptowanego" z ulicy. Ta adopcja była zupełnie nie planowana, a boksiu miał być wzięty tylko na chwilę, na przenocowanie, gdyż wtedy akurat panowały trzaskające mrozy, psiak był wychudzony, a ja nie miałam serca zostawiać go na chodniku. Po kilku dniach wiedziałam, że już go nie oddam. Jest już ze mną 10 lat i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Na początku było bardzo ciężko - lęk separacyjny skutkujący demolką domu za każdym razem gdy wychodziłam, niechęć(obustronna) do mojego kundelka adoptowanego miesiąc wcześniej ze schroniska i strach przed dosłownie każdym gestem wykonanym w jego stronę. Dziś to inny pies. Niektóre zmory z przeszłości zostały i potrafi skulić się ze strachu zupełnie bez powodu, ale to incydentalne zachowania. Z drugim psiakiem pokochali się tak, że czasem żartujemy w domu, ze to bliźniaki z jednego miotu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy (wszyscy troje :) ) !
Miłość może sprawić cuda! W połączeniu z odpowiedzialnym podejściem - ze stanowczością a zarazem z łagodnością może zmniejszyć to, co jest wytworem traumatycznych przeżyć. Mogą oswoić lęki, ale jakaś zadra w psychice zostaje do końca... Całe szczęście, że Pani psiak trafił na rodzinę, która doskonale zrozumiała jego położenie! Niestety bardzo często zachowania związane chociażby z lękiem separacyjnym lub z walką o uwagę człowieka są powodem do wykluczenia psa z życia, serca, rodziny i z domu.
UsuńPozdrawiamy bardzo serdecznie!! :) I zapraszamy regularnie na psie (i nie tylko) opowieści :)
Cudne są te Wasze psiaki i Wasza miłość do nich jeszcze cudniejsza! <3
OdpowiedzUsuń"Miłości, wierności i przebaczenia ucz się od psa" :) - i wszystko jasne! :))
UsuńZdjęcia malutkiej Missi rozczuliły mnie :) Malutka i słodka istotka . Uwielbiam psiaki <3
OdpowiedzUsuńOczywiście obserwuję i czekam na więcej opowieści
Bardzo dziękujemy i cieszymy się, że jesteś już z nami! :) Boksery to wielki kawał naszego życia, więc o nich będzie tu sporo! :)
UsuńPozdrawiamy z chrapiącymi właśnie, karmelowymi damami :)
:-) SUPER!
OdpowiedzUsuń:) Oj tak! :))) Bo o bokserach można pisać tylko w samych superlatywach! :)
UsuńJak ja Cię kocham! :D :*
OdpowiedzUsuń:))) no patrz... jak to się dobrze składa, bo ja Cię wręcz uwielbiam - i Twoje mini kopie również! :))
UsuńHey dziewczyny ale cudnie piszecie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się że to co Was spotkało to największe szczęście bo dla mnie Wasz 8 marca był również moim bo razem z Missi pojawiła się też jej siostra Pixi i mnie również strzeliła strzała od pierwszego wejrzenia .Radość jaką dają boksery jest niezaprzeczalna a nasze dziewczyny są kochane , wyjątkowe , śliczne ... i super że możemy się nimi cieszyć . Pozdrawiam serdecznie mamę i córkę :) i całuję fafelki i może te sistry się kiedyś spotkają :)
Beata i Ninka(Pixi)
O jak nam miło!!!! :) Siostry koniecznie muszą się spotkać! :) Zresztą... umówmy się - nie tylko siostry! :) My - ludzie, nie bądźmy gorsi :))))
UsuńPozdrawiamy bardzo, bardzo serdecznie i zapraszamy do nas często!
Całusy dla Nineczki!
Piekne !!! Taka milosc to cos wynatkowego !!! Szkoda ze to rzadkosc!!! Pozdrawiam !!!
OdpowiedzUsuń:) Bo pies to istota doskonała! I ten szczęściarz, który zda sobie z tego sprawę, nie będzie już niczego w życiu szukał! :) Zyska przyjaciela, obrońcę oraz najpiękniejszą miłość i wierność - pytanie tylko czy ludzie XXI chcą jeszcze takich wartości, czy wolą pościg za pieniędzmi... Stosunek społeczeństwa prowokuje do zastanawiania się nad tym, niestety.
UsuńPs. dobrze, że my jesteśmy z innej planety! :)
Piekne !!! Taka milosc to cos wynatkowego !!! Szkoda ze to rzadkosc!!! Pozdrawiam !!!
OdpowiedzUsuńDobrze że są na tym świecie tacy ludzie jak WY którym los zwierząt nie jest obojętny.Pozdrawiam i zyczę dużo wytrwałości w tym co robicie.Beata.
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo za bardzo miłe słowa! :)
UsuńPozdrawiamy bardzo serdecznie!
Jesteście cudowne,kocham zwierzaki,mam cztery psy,jeden jest z nami od 6 lat i też został adoptowany,wszyscy nam odradzali,bo niby dorosły,bo niby nie wiadomo jak zachowa się przy dzieciach...jest słodki,wierny i nie zamieniłabym go na żadnego innego :)
OdpowiedzUsuńMiłość psa uratowanego, przygarniętego jest jeszcze silniejsza! :) To jest niesamowite... Ci, którzy sami mają "psiaka z odzysku" wiedzą to najlepiej.
UsuńPozdrawiamy Kochana! :)
Wzruszyłam się ,bo sama miałam w dzieciństwie bokserkę pręgowaną.Jesteście WIELKIE!!!A Missi ma u WAS raj na ziemi:)
OdpowiedzUsuńps.moja bokserka też tak fantastycznie spała na plecach:)
A więc była bardzo szczęśliwa! :) Każdy szczęśliwy psiak (a boksery w szczególności) śpią z tzw. 4 kołami w górze! :)
UsuńPozdrawiamy Kochana! :)
Piękna historia ze szczęśliwym zakończeniem, uwielbiam czytać o pieskach których los odwrócił się na lepsze i czuje ogromną nienawiść do ludzi którzy tak przedmiotowo traktują zwierzęta. Chciałabym się podzielić historią mojej bokserki. Ponad dwa lata temu zobaczyłam ogłoszenie na podhalu "oddam boksera szczenie" od razu się tym zainteresowałam zaraz na drugi dzień z narzeczonym tam pojechaliśmy to co zobaczyłam na miejscu było dla mnie masakrą. Na dworze było jakieś -20 stopni, szczenie było trzymane w budzie na polu, razem z psem i suką w kojcu, (pseudo hodowla nastawiona na kasę, traktująca psy jak rzeczy, nie rozumiem jak on mógł trzymać te boksery na mrozie) jak ją zobaczyłam prawie się rozpłakałam to były same kości, cała się trzęsła z zimna, była ostatnim szczeniakiem którego oddawał za darmo bo nikt jej nie chciał a on chciał się jej pozbyć, brzydko pachniała ale to mi nie przeszkadzało jak ją wzięłam na ręce od razu się wtuliła w szal, była oczywiście nie odrobaczona i nie byłą zaszczepiona ważyła jakieś 2 kg podobno miała ponad 2 miesiące. Całą drogę do domu ją tuliłam, jak daliśmy jej karmę pochłaniała ją tak szybko jakby już długi czas nic nie jadła, już pierwszej nocy spała na łóżku tak piszczała że nie potrafiłam jej zostawić na legowisku. Baliśmy się że nie przeżyje tygodnia, ale odrobaczyliśmy ją miała strasznie dużo tych robali, zaszczepiliśmy i na szczęści do tej pory jest z nami, pełna energii i miłości. Oczywiście przez to że była w takim strasznym stanie to się troszkę na niej odbiło straciła jedną nerkę, miała problemy skórne, alergia, problemy z łapką ale ze wszystkim sobie poradziłyśmy. Nie wyobrażam sobie domu bez niej, w przyszłości planujemy jeszcze jednego boksera bo to najwspanialsze pieski. Oczywiście tej pseudo hodowli tak nie zostawiłam, wszystko zostało zgłoszone do fundacji zajmującej się takimi pseudo hodowcami.
OdpowiedzUsuńTak się zaczęła moja miłość do tych fafli.. Pozdrawiam Was cieplutko :)